WKKDC: Wonder Woman. Raj Utracony

POTENCJAŁ UTRACONY

 

Komiksy o Wonder Woman można właściwie podzielić na trzy typy. Pierwszym z nich są standardowe opowieści superhero o potężnej wojowniczce ruszającej do walki z wrogami, drugim polityczne fabuły traktujące o jej roli ambasadorki rodzimej Temiskiry w świecie patriarchatu (czyt. naszej Ziemi), a trzecim historie mocno powiązane z mitologią, z której wywodzi się bohaterka. Raj utracony (a dokładniej dwie fabuły składające się na ten album, Bogowie Gotham oraz tytułowa właśnie) jest połączeniem pierwszego i ostatniego z nich. Podobnie, jak to było z poprzednim tomem Wonder Woman wydanym w ramach WKKDC, tak i tutaj mamy do czynienia z dość typową historią superbohaterską. Podlaną co prawda solidną dawką mitów, które – niczym Diana przenikająca z wierzeń starożytnych Greków wprost do ówczesnej Ameryki – ożywają w Stanach Zjednoczonych, ale jednak nie wyłamującą się ze schematu, w jaki wpisuje się cała seria. A przyznam, że po ekipie, w skład której weszły takie gwiazdy, jak Jimenez, Pérez i DeMatteis, spodziewałem się czegoś większego.

Wonder Woman, wojowniczka, amazonka, nie raz stawała do walki o wszystko, doświadczyła bitewnego szaleństwa na własnej skórze, teraz po raz kolejny musi ruszyć na wojnę. W Gotham City odradzają się starożytni bogowie, przejmując ciała największych wrogów Batmana. Mroczny Rycerz jest sceptycznie nastawiony do wszelkich cudów i niezwykłości, wiarę zabiła w nim śmierć rodziców, ale będzie musiał zweryfikować swoje poglądy, kiedy razem z Dianą przyjdzie mu stawić czoła szaleństwu, jakie ogranie jego miasto…

Wonder Woman chyba nie ma większego szczęścia, jeśli chodzi o jej przygody wydawane w ramach WKKDC. Co prawda zarówno Krąg, jak i Raj utracony należą do bardziej znanych opowieści o Dianie, jednakże ciężko zaliczyć je do najlepszych. A przecież mogło być tak pięknie, szczególnie w tym przypadku. Ekipa twórców wyglądała, jak mały dream team, a miltonowski tytuł obiecywał wiele, tym bardziej, że DeMattis już w latach 80. pokazał, co potrafi zrobić, czerpiąc z literackich inspiracji. Wtedy, pod wpływem dzieł Dostojewskiego stworzył bodajże najdoskonalszy komiks w swojej karierze, Ostatnie łowy Kravena, dzieło pierwotnie mające opowiadać o Batmanie, a w ostateczności rozpisane na Spider-Mana i tytułowego łowcę.

Oczywiście nie tylko po DeMatteisie można się tu było wiele spodziewać. George Pérez, który pisaniem przygód Wonder Woman zajął się po Kryzysie na nieskończonych Ziemiach, odświeżając origin postaci i przy okazji zapewniając jej niezwykłą popularność (a sobie miejsce w panteonie największych twórców tej serii), też wydawał się gwarantem dobrej rozrywki. Zapewne zawiódł więc Jimenez, który co prawda miał na koncie kilka niezłych dzieł, ale oczywiście do wspomnianych wyżej gigantów było mu daleko. Chciał więcej, lepiej, intensywniej, tu jednak dopiero debiutował z Wonder Woman i jeszcze chyba nie zapanował nad materią tak, jak w późniejszych historiach, czego najlepszym przykładem jest tytułowa opowieść, zamknięta w dwóch tylko zeszytach historia wojny domowej Amazonek.

Prawda o Raju utraconym, mimo całego mojego narzekania jest jednak taka, że to kawał niezłego komiksu. Nic wybitnego, ot czysta rozrywka, zawód wynika tu z wielkich oczekiwań, jakie miałem odnośnie całości, a nie z niskiej jakości albumu. Owszem, bogowie w ciałach wrogów Batmana wyglądają czasem tandetnie, ale całość prezentuje się w dość udany sposób. Jest szybka akcja, są spektakularne sceny, jest też całkiem sporo bohaterów, bardziej jakbyśmy mieli do czynienia z crossoverem z Batmanem, a nie tylko opowieścią o Dianie. Owszem, ich wspólna przygoda w Hiketei pokazała, jak znakomicie można wykorzystać różnice w ich działaniu i poglądach, ale i tu temat nie został porzucony, choć zderzenie ateizmu Batmana z kontaktem z odrodzonymi starożytnymi bogami można było bardziej zaakcentować i lepiej poprowadzić. Że już o mniej oczywistym jego ujęciu nie wspomnę.

Za to spory udział Donny Troy należy tu zaliczyć in plus. W Polsce to postać raczej mało znana, choć ciekawa, w szczególności ze względu na dość pokręcone losy i to, jak jej tożsamość zmieniała się przez lata. Dodatkowy zeszyt The New Teen Titans poświęcony jej osobie, narysowany przez Péreza stanowi dobre uzupełnienie tomu. A skoro już jestem przy kwestii rysunków, trudno jest ich nie docenić. Klasyczna, realistyczna i pełna detali kreska jest najlepszym, co Raj utracony ma do zaoferowania. Gdyby nie współczesny (przynajmniej jak na początek XXI wieku, kiedy zebrane tu zeszyty ukazały się po raz pierwszy) kolor, całość śmiało mogłaby uchodzić za dzieło z lat 80., a to akurat w tym wypadku komplement. Komu podobały się ilustracje w stylu Kryzysu na nieskończonych Ziemiach, z Wonder Woman będzie jak najbardziej zadowolony.

I tu dochodzimy do sedna. Raj utracony nie jest może albumem, który przekonałby czytelników nieprzepadających za tytułową bohaterką do jej przygód, ale miłośników Diany i Batmana powinien zadowolić. Oczywiście jeśli chcą po prostu w niezobowiązujący sposób rozerwać się z komiksem w ręku.

Autorem artykułu jest Michał Lipka. Rocznik 88. Z komiksów nigdy nie wyrósł, choć pasjami czyta powieści i sam także stara się pisać. Ma na koncie kilka publikacji, scenariusz komiksowy też zdarzyło mu się popełnić, ostatnio jednak przede wszystkim skupia się na recenzjach i publicystyce, pisanych m.in. dla prowadzonego przez siebie bloga Książkarnię.

Dziękujemy Eaglemoss za udostępnione egzemplarze recenzenckie z Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics.

Tytuł: Wonder Woman: Raj utracony

Scenariusz: Phil Jimenez, J.M. DeMatteis, George Pérez

Rysunki: Phil Jimenez

Okładka: Phil Jimenez

Wydawca: Eaglemoss

Data wydania: 2017

Liczba stron: 176

Format: 17,5 x 26,2 cm

Oprawa: twarda

Druk: kolor

Cena: 39.99zł

[Suma głosów: 1, Średnia: 5]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *