The Dark Prince Charming 1/2

Jak przyznaje w przedmowie do komiksu jego autor, Batmanowi się nie odmawia, zatem trudno, by zrezygnował z propozycji napisania i narysowania komiksu o Mrocznym Rycerzu. Zresztą jesteśmy świadkami bezprecedensowego wydarzenia, kiedy zadanie takie zostało przydzielone twórcy z Europy, a komiks będący efektem jego pracy ukazuje się równocześnie w języku angielskim z logo DC Comics oraz francuskim z logo Dargaud. Tym oto sposobem Enrico Marini, jeden z najbardziej utalentowanych rysowników/autorów funkcjonujących na rynku frankofońskim, przechodzi do historii, a być możne też daje początek nowemu projektowi, który zrodził się w głowie Jima Lee. Wszystko będzie oczywiście zależeć od reakcji czytelników po obydwu stronach Oceanu, ale wygląda na to, że Włoch zrobił wszystko, by wypaść jak najlepiej i zostawić po sobie dobre wrażenie.

Jak sugeruje podtytuł komiksu, Bruce Wayne zostaje w nim przedstawiony jako książę z bajki, a przynajmniej tak postrzega go pewna dziewczynka, która niespodziewanie pojawia się w jego życiu. Czy panicz Wayne rzeczywiście jest niczym książę zaklęty w Bestię, wiodący samotne życie w oddalonej od cywilizacji rezydencji i zasiedlonej przez nietoperze jaskini? Na to pytanie najlepiej potrafiłby zapewne odpowiedzieć Alfred, któremu niestraszna jest nawet robiąca Bruce’owi awantury Selina Kyle. Lecz tak naprawdę rolę księcia Batman będzie musiał dopiero odegrać, ponieważ w tej historii pojawia się księżniczka w opałach, zaledwie dziecko. A że Gotham City daleko do baśniowego miasta, Mroczny Książę przyjedzie bynajmniej nie na białym koniu. Życie to nie bajka, zwłaszcza, kiedy do akcji wkracza Joker, czyli facet, którego podobno sam diabeł nie chciałby widzieć w piekle.

Nie będę ukrywał, Marini doskonale czuje konwencję, z jaką po raz pierwszy przyszło mu się zmierzyć. Nie tyle czuje bohaterów, jakich wprowadza do komiksu, co wyczuwa chemię, jaka pojawia się między nimi. Podchodząc z należytym szacunkiem do postaci liczącej już prawie 80 lat, nie omieszkał wprowadzić do fabuły pewnych humorystycznych zabiegów, które nie tylko pasują do tego komiksu, ale nie nadają mu na siłę powagi. Jednym słowem, Enrico Marini to nie Zack Snyder. Ot, chociażby ta sena, w której Gordon pali elektronicznego papierosa (sic!), na co uwagę zwraca Batman i nie omieszkuje tego skomentować. No po prostu urocze (ang. charming)…

Sam Batman, choć mocno napakowany, co wyraźnie podkreśla okładka albumu, nie jest tępym osiłkiem. Mimo wszystko potrafi wpaść w prawdziwy gniew i nie hamuje się, kiedy chce uzyskać potrzebne mu informacje od zakapiora pokroju Killer Crocka. Chociaż nie została mu przydzielona rola detektywa, który rozwikłuje jakąś skomplikowaną zagadnę, to jednak Marini pokusił się o pokazanie jego ludzkiej strony. Dużo miejsca w komiksie poświęcone jest również Jokerowi, a w szczególności jego relacji z Harley Quinn i szaleńczemu życiu, jakie prowadzi. To oczywiście Joker jest modus operandi całej intrygi, ale nie dostrzegam próby dopowiedzenia czegoś nowego o tej postaci.

Enrico Marini jest przede wszystkim rysownikiem, bo scenarzystą został stosunkowo niedawno. Sposób, w jaki operuje akwarelą, jest wręcz genialny. Ukazane przez niego Gotham jest niezwykle plastyczne, choć od podszewki nieprzyjazne, to jednak magnetyzujące. Duże kadry ukazujące miasto nocą lub miasto o świcie, widziane z góry, z perspektywy jego zamaskowanego stróża, wyglądają przepięknie. Niczym pocztówki. Włoski grafik podszedł do konstrukcji plansz w sposób mocno filmowy. Jego barwne, bogate w detale i bardzo dynamiczne kadry stanowią gotowe storyboardy do filmu, na który Hollywood mogłoby wyłożyć duże pieniądze nie obawiając się o zwrot inwestycji. Moją uwagę w samym anturażu miasta zwrócił między innymi oryginalny design pojazdów, ale po prostu nie sposób przemilczeć sposobu rysowania samych postaci. Z jednej strony są to kuszące kobiety, w tym niezwykle seksowna Selina Kyle – czy to w codziennym stroju, czy to w lateksowym wdzianku Catwoman. Z drugiej silni mężczyźni, z Bruce’em Wayne’em na pierwszym planie. Komiks Mariniego oglądać można bardzo długo, doszukując się szczegółów w dalszych planach.

W dość prostej z założenia historii, bo nie ma sensu ukrywać, że nie mamy do czynienia z nader złożoną intrygą, Marini znalazł miejsce na pokazanie świata Batmana takim, jakim znamy z amerykańskich komiksów, wlewając w niego własne barwy i przepuszczając go przez filtr twórcy europejskiego, choć od dziecka inspirującego się między innymi „Akirą” Katsuhiro Ōtomo. Pierwsza część projektu „The Dark Prince Charming” należy do udanych i pozostaje tylko czekać na kontynuację. Myślę, że będzie równie, jeśli nie bardziej emocjonująca.

Autorem powyższej recenzji jest Jakub Syty – miłośnik, publicysta, tłumacz i scenarzysta komiksowy. Były redaktor naczelny Magazynu Miłośników Komiksu KZ. Prowadzi bloga Thorgalverse.

Korekta: Monika Banik.

Serdeczne podziękowania dla wydawnictwa Dargaud oraz Enrica Mariniego za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Recenzja została przygotowana w oparciu o francuskojęzyczne wydanie komiksu.

Tytuł: „Batman. The Dark Prince Charming 1/2”

Scenariusz i rysunki: Enrico Marini

Wydawca: Dargaud

Format: 21,4 x 32,6 cm

Druk: kolorowy

Ilość stron: 72

Data publikacji: 03.11.2017

Cena: 14.99 €

[Suma głosów: 7, Średnia: 4.9]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *