The Batman Files

Akta Batmana

9781449462147_frontcover

Przypuszczalnie wszyscy czytelnicy Sezonu burz Andrzeja Sapkowskiego – tak, tak, to jest recenzja The Batman Files wbrew pozorom – zgodziliby się ze zdaniem, że AS postąpiłby znacznie lepiej, publikując przykładowe Sto wieków poezji Jaskra, a nie ów przedziwny midquel, nienawiązujący na dobrą sprawę ani do sagi wiedźmińskiej, ani do gier CD Projektu RED. Dlaczego? Dlatego, że Sto wieków poezji Jaskra dopełniłoby świat wiedźmiński bez ingerowania w ciągłość fabularną opisujących go fabuł. Dopełniłby tak samo. jak przewodnik Liara’s Oxford dopełnił świat Mrocznych materii Philipa Pullmana, a Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć, Quidditch przez wieki czy Baśnie barda Beedle’a – świat siedmioksięgu Harry Potter J. K. Rowling. We wszystkich przypadkach bowiem teksty te to tzw. metafikcje – czyli fikcyjne narracje opisujące inne fikcyjne narracje bądź w ogóle jakiś fikcyjny świat. I w tym momencie dochodzimy do książki The Batman Files, która zajmuje bardzo podobne miejsce na gatunkowej mapie narracji o fikcyjnych światach, znów – co bardzo charakterystyczne – stylizowanej na swego rodzaju mockumentary, fikcjonalizowany dokument, który ma opisywać to, co fikcyjne, za pomocą technik faktograficznych.

Batman2lrg

The Batman Files dostarcza bowiem w istocie rzeczy ściśle to, co obiecuje swoim tytułem: zbiór map, planów budynków, zdjęć, wycinków z gazet z fragmentami artykułów, reportaży i wywiadów, raportów policyjnych, faksymili listów, notatek, anonimów czy nawet czeków bankowych, blueprintów, kopii kart pacjenta (oczywiście penitencjariuszy Arkham), plakatów, afiszy, pocztówek, aktów zgonu, menu, planów treningowych, wizytówek, drzew genealogicznych, kart postaci, infografik, concept-artów, okładek, szkiców, grafik, schematów, fragmentów komiksów i wszelkiej maści cytatów – krótko mówiąc, wszystkiego tego, czego czytelnik nie będzie się spodziewał ani w tradycyjnym komiksie, filmie, książce czy nawet grze wideo, a co można było odnajdować przynajmniej od wieków średnich w rozmaitych silvae rerum. Funkcja i cel tego rodzaju zbioru nie pozostawia wątpliwości: chodzi o uczynienie świata Batmana realniejszym i bliższym rzeczywistemu. poprzez zgromadzenie mnogości druków kojarzonych z życiem codziennym, urzędowym czy nawet roboczym, a więc na pewno nie z narracją superbohaterską. W tym kontekście pojawiające się wyimki z komiksów, wypełniające jednak większą część The Batman Files, zaskakująco niweczą efekt imersji. Czytelnik nie wie bowiem – jak zresztą to coraz częściej bywa we współczesnych filmach, niemogących się zdecydować na wybór między konwencją serio i buffo, czego ostatnim przykładem byłyby ostatnie filmy o Fantastycznej Czwórce czy Zielonej Latarni – czy ma potraktować świat Batmana jako realnie istniejący poza kartami komiksów czy też wręcz przeciwnie, na wieczność z kreską komiksową związany i w niej de facto uwięziony. Oczywiście mówię to, czego kryć nie zamierzam, jako człowiek najbardziej lubiący Batmana w konwencji zaproponowanej przez Christophera Nolana, z wyłączeniem całości ostatniej części jego trylogii, sporych fragmentów pierwszej… no dobrze, powiedzmy, że nie jest to przykład idealny, ale na pewno dobrze pokazujący kierunek, w jakim zmierzają te ekranizacje komiksów, których celem jest pozyskanie nowego grona odbiorców. Wada tych rozwiązań jest jednak ogólnie znana i chyba dobrze oddają ją decyzje podjęte przez twórców serialu Gotham – Nolan wyeliminował mianowicie ze świata Batmana większość jego barwnych i typowo komiksowych antagonistów, sprawiając, że serialowa eliminacja samego Batmana (moim zdaniem jednak zbyt kontrowersyjna) niektórym z widzów wydała się nawet uzasadniona.

Batman4lrg

Recenzowanie The Batman Files bez szkicowego bodaj przywołania powyższych okoliczności artystyczno-kulturowych byłoby całkowicie chybione. Gdyby nie bowiem sposób, w jaki zaczęto ostatnio opowiadać historię Batmana, gdyby nie zatem trylogia Nolana, gdyby nie świetnie przyjęte gry wideo z serii Arkham i gdyby nie serial Gotham – podejrzewam, że podobny gest uporządkowania i zebrania materiału składającego się na osobliwy dziennik Mrocznego Rycerza byłby ze strony DC Comics mniej uzasadniony. Wola stylizacji na formułę dziennika – i zarazem wykorzystania znanego w teorii narracji chwytu odnalezienia zagubionego rękopisu – jest podkreślona zresztą nawet w blurbie słowami: „You have discovered The Batman Files. The personal journal of Bruce Wayne […] a comprehensive tudy into the mind of the World’s Greatest Detective and most controversial Super Hero”. We wstępie ów “osobisty dziennik Batmana” zyskuje jeszcze jedną wartość – ma on być zbiorem wskazówek dla ewentualnego następcy, który chciałby przejąć schedę Bruce’a Wayne’a i kontynuować jego dzieło w Gotham City. Zabieg stylizacji na dziennik przeprowadzony jest zresztą bardzo konsekwentnie – podobnie zresztą jak w stylizowanym na autentyczną kronikę The World of Ice and Fire, „GRRMarillionie” świata Westeros – i w efekcie przekracza nawet tę granicę, której przekraczać nie powinien. Otóż podstawową wadą The Batman Files jest fakt, że nie da się ich czytać. Mniej więcej połowa wszystkich tekstów, zwłaszcza tych zawartych w faksymilach listów czy wszelkich innych materiałach rękopiśmiennych, jest zapisana pismem stylizowanym na odręczne i wymagającym do odcyfrowania angażu grafologa i lingwisty. W konsekwencji przez większą część czasu poświęconego lekturze tajnego dziennika Bruce’a Wane’a miałem wrażenie obcowania z jednym z typowych podręczników do nauki języka angielskiego, których autorzy z nieznanych mi względów za punkt honoru poczytywali sobie zawsze zamieszczanie tekstów zapisanych odręcznie niebieskim atramentem, którego szczególną cechą była doskonała niewidoczność na kolorowym tle. The Batman Files cierpi na analogiczny problem – bez lupy bądź dobrych okularów nie ma co się nawet zabierać do lektury, zwłaszcza że Matthew K. Manning, autor natchniony dziennika Batmana, zadbał o zróżnicowanie charakterów pisma na te staranniejsze i – użyjmy miłosiernie tego eufemizmu – znacznie mniej staranne. Druga wada techniczna zdumiewa znacznie bardziej – otóż na oko kilkusetstronicowa publikacja jest całkowicie pozbawiona paginacji, próżno więc zarówno oszacować liczbę stron na potrzeby recenzji, jak i zacytować dowolny jej fragment, co pozostaje jakoby w sprzeczności z intencją The Batman Files jako „comprehensive study”. Nie są to drobne uszczerbki edytorskie, które można byłoby pominąć milczeniem, ponieważ negatywnie wpływają one na cytowalność i referencyjność dziennika jako swego rodzaju przewodnika po świecie Batmana i jego encyklopedii zarazem.

Batman5lrg

Jeśli pominąć te dwa poważne niedociągnięcia – The Batman Files we wszystkich innych aspektach oczarowuje. Szata graficzna dopracowana jest z niezwykłą starannością, fragmenty komiksowe przeplatają się z grafikami koncepcyjnymi, stylizowanymi zdjęciami i rysunkami, tworzącymi razem coś, co zasługuje w pełni na miano albumu. Ilość zgromadzonych informacji, choć oczywiście ustępuje skalą i poziomem merytorycznym internetowym encyklopediom, również nie pozostawia czytelnika w nienasyceniu – oczywiście, daleko The Batman Files do rangi ostatecznego źródła wiedzy (lore) na temat transmedialnego świata Batmana, ale na pewno znakomicie jest tu oddana jego atmosfera i najważniejsze składające się na nią elementy. Prócz backstory samego Bruce’a Wayne’a, które w zasadzie jest obowiązkowym elementem każdej dobrze umotywowanej psychologicznie narracji o Batmanie, krajobraz dopełniają oczywiście jego antagoniści, atrakcyjni w ten osobliwy sposób, który autorom wielu batnamowskich fabuł kazał wiele razy się zastanowić, zanim decydowali się oni na ich uśmiercanie. W The Batman Files nie brakuje zatem kartotek Red Hooda, Jokera, Falcone’a, Catwoman, Poison Ivy, Dra Strange’a, Jokera, Riddlera, Mad Monka, Penguina, Scarecrowa, Mr Freeze’a, Harveya Denta, Bane’a – a nie doszliśmy nawet do połowy. Każdy złoczyńca ma dedykowane sobie kilka stron, najczęściej łączących podstawowe informacje biometryczne i biograficzne z osobistymi spostrzeżeniami i wspomnieniami samego Bruce’a Wayne’a. Osobne miejsce poświęcone jest także Robinowi, a także wszystkiemu temu, co tworzy wizerunek Batmana: pojawia się oczywiście batwing, batboat, batmobile, utility belt i sam kostium, którego ewolucję od tradycji ku nowoczesności ma się okazję prześledzić ze szczególną dokładnością. Choć recenzenci zachodni tego nie podkreślają, skupiając się bardziej na tropieniu rozmaitych easter eggów tudzież nawiązań do fabuł batmanowskich, największe wrażenie robią jednak mimo wszystko zgromadzone i zilustrowane informacje na temat świata, zarówno w skali szerokiej w postaci Gotham City, jak i mikroskali w postaci Willi Wayne’ów i batjaskini. Dlaczego? Dlatego, że w postaciocentrycznych fabułach o Batmanie, koncentrujących się zazwyczaj na ukazaniu typowo superbohaterskich zmagań protagonisty z licznymi antagonistami, zawsze brakowało informacji na temat świata, w którym wszystkie te historie są osadzone. The Batman Files nadrabia te zaległości z nawiązką i w efekcie stanowi dobre – choć nieco retroaktywne, jeśli weźmiemy pod uwagę to, że przed przystąpieniem do ich lektury trzeba być jednak przynajmniej w podstawowym stopniu obeznanym z realiami świata Batmana – wprowadzenie do „batmanologii”, trafiające w gusta zarówno zagorzałych fanów, jak i tych, którzy zatrzymali się poznawczo na serialu telewizyjnym z lat 90. i trylogii Nolana.

Batman6lrg

Skoro padło znów nawiązanie do Nolana, trzeba podkreślić ostatnią istotną cechę The Batman Files: Matthew Manning nie kryje się mianowicie ze swoją sympatią dla komiksu i w zasadzie ruguje z dziennika Bruce’a Wayne’a jakiekolwiek czytelne nawiązania do estetyki filmowej czy growej, wskutek czego ci wszyscy, którzy do świata Batmana trafili właśnie za pośrednictwem tych dwóch mediów, niekoniecznie muszą się odnaleźć w stylistyce pierwszorzędnie przemawiającej jednak do wielbicieli narracji komiksowej. Osobiście do tego akurat medium nigdy wielką sympatią nie zapałałem i może z tego względu komiksową część The Batman Files potraktowałem z pewną dozą rezerwy i mimo wszystko ambiwalentnie – niemniej w żadnym przypadku nie poczytywałbym tego za wadę publikacji, co najwyżej ograniczając się do lekkiej krytyki nadmiernego profilowania jej pod wyspecjalizowane gusta hermetycznej grupy odbiorczej.

Batman8lrg

The Batman Files niewątpliwie powinien znaleźć się na półce każdego zagorzałego fana fabuł o Mrocznym Rycerzu – przy czym słowa „zagorzały” oraz „fan” zostały tu użyte nie bez powodu. W odróżnieniu bowiem od przywoływanych na początku publikacji typu The World of Ice and Fire czy Liara’s Oxford, książka Matthew K. Manninga nie dopełnia w jakiś fundamentalny sposób fikcyjnego świata Batmana. Nie, zawiera podstawowy lore, komunikuje się przewidywalnym kodem estetycznym i gromadzi wszystko to, co stanowi esencję narracji batmanowskiej w jednym miejscu. Bliżej w efekcie owemu tajnemu dziennikowi Bruce’a Wayne’a do albumu kolekcjonerskiego dodawanego do gry wideo, z tą może różnicą, że w tym przypadku mógłby to być akurat dodatek do specjalnego wydania komiksu czy noweli graficznej. Co bynajmniej nie jest tej książki wadą – ale nie jest również zaletą.

-BATMAN BOOK-PT.1 FINAL.indd

Autorem recenzji jest Krzysztof M. Maj – redaktor naczelny kwartalnika popularnonaukowego „Creatio Fantastica”, zainteresowany szczególnie sposobami kreacji światów w literaturze, grach wideo i nowych mediach; autor planowanej na ostatni kwartał 2015 r. przez TAiWPN Universitas książki Allotopie. Topografia światów fikcjonalnych”.

Serdeczne podziękowania dla Andrews McMeel Publishing za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

The Batman Files
Autor: Matthew K. Manning
Wydawca: Andrews McMeel Publishing
Data wydania: 2014
Objętość: 308 stron

[Suma głosów: 0, Średnia: 0]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *