Batman vs. Predator

PEWNEGO UPALNEGO LATA W GOTHAM…

 

Któż z nas nie zna i kocha komiksowych crossoverów? Chyba nie ma czytelnika, który w swych szczenięcych latach, kolokwialnie mówiąc, nie jarałby się szansą zobaczenia na jednej płaszczyźnie dwóch czy więcej postaci, które na co dzień egzystują w różnych uniwersach. Bohaterowie DC i Marvela spotykali się nieraz (Superman i Spider-Man działali razem już w latach 70. w zeszycie  Superman vs The Amazing Spider-Man), jednak był z tym jeden zasadniczy problem: wydawnictwa nie potrafiły dogadać się, kto ma wygrać, a kto przegrać. Rozwiązaniem to stało się sięgnięcie po postacie, od których oczekujemy przegrywania i tak oto na początku lat 90. pojawiła się miniseria Batman kontra Predator, od której zaczęło się włączenie do świata superhero istot z zupełnie innej bajki. Wkrótce potem kosmiczni łowcy zaczęli nawiedzać światy innych bohaterów, takich jak Sędzia Dredd, Superman czy nawet Tarzan albo Archie, podobnie rzecz stała się z Alienami, z którymi mierzyć musieli się Batman, Człowiek ze Stali, Green Lantern czy zapomniani już WildC.A.T.s. Wszystko jednak swój początek wzięło w BvP, jednej z najlepszych opowieści w swojej kategorii, która nie przypadkiem darzona jest sporym kultem.

Fabuła całości jest prosta. W Gotham City w trakcie niesamowicie upalnego lata w brutalny sposób zostaje zamordowany mistrz bokserski. Morderca wykończył go w brutalny sposób, zabierając ze sobą jego głowę i ręce. Gdy giną nie tylko kolejni sportowcy, ale także i gangsterzy, a broń napastnika okazuje się pochodzić z innego świata, sprawę zaczyna badać Batman. Nie wie jeszcze, że będzie musiał stawić czoła kosmicznemu łowcy, Predatorowi,  nie mając najmniejszych szans na zwycięstwo…

W drugiej części Predator powraca do Gotham City w kolejne upalne lato za cel obierając sobie lokalnych gangsterów, ale też i – a właściwie przede wszystkim – Batmana. Tym razem jednak nie tylko on stanie mu na drodze, ale też i Huntress, nauczycielka, która nie mogąc znieść jak mafia pozbawia życie kolejnych uczniów, nocami walczy z przestępczością metodami niekoniecznie odpowiadającymi Batmanowi. Do tego na Nietoperza poluje też i gothamski półświatek, który wynajął najlepszych płatnych zabójców z całego świata…

Wreszcie w trzeciej części, jeszcze jednego jakże upalnego lata Predator powraca do ogarniętego wojną gangów Gotham City na decydujący pojedynek z Batmanem. Tym razem nie jest jednak sam, a celem obu łowców staje się także Robin. Gdy walka nabiera tempa, na światło dzienne wychodzi przeszłość kontaktów Predatorów i ludzi…

Na pomysł, by połączyć uniwersum Alienów i Predatorów wpadli pod koniec lat 80. twórcy komiksowi, którzy zaserwowali czytelnikom opowieść Alien vs. Predator. Rzecz spodobała się na tyle, że doczekała się kolejnych odsłon, easter egga w filmie Predator 2: Starcie w miejskiej dżungli w postaci czaszki ksenomorfa jako trofeum Predatorów oraz dwóch filmów kinowych. Co ważniejsze przeniknęła do głównego nurtu opowieści o obu kosmicznych drapieżcach, stając się częścią kontinuum. Wszystko to sprawiło, że w końcu postanowiono sparować kosmiczne stwory z innymi bohaterami i tak narodziła się pierwsza miniseria Batman versus Predator. Jej napisanie powierzono Dave’owi Gibbonsowi, autorowi, który obecnie kojarzony jest przede wszystkim ze swoich ilustracji (Watchmen: Strażnicy), ale w tych wczesnych latach swojej kariery, starał się równie wiele pisać, co rysować. Za szatę graficzną odpowiedzialny był młody wtedy Andy Kubert, debiutant właściwie, który na koncie miał małoznaczące epizody, ale za to wyrobione już nazwisko – jego ojcem był w końcu legendarny Joe Kubert, artysta polskiego pochodzenia. Ze współpracy tego duetu narodziła się bardzo udana, nastrojowa opowieść, która Admowi Kubertowi, bratu Andy’ego, przyniosła jedyną w karierze nagrodę Eisnera (za najlepszy tusz) i stała się jego przepustką do wielkiej kariery dla obu z nich.

Całej miniserii bliżej było do drugiej odsłony serii o Predatorze, niż kultowego pierwowzoru z Arnoldem Schwarzeneggerem (Get to the choppa!), ale nadal była to bardzo udana rzecz. Redaktorzy TM-Semic umieścili ją nawet na liście 10 najlepszych Batmanów wydanych po polsku, pisząc przy okazji, że pozostałe odsłony nie dorastały pierwszej do pięt. Rzecz w tym, że wcale tak nie było. Owszem, drugiej i trzeciej miniserii brak jest tej świeżości jedynki, ale poza tym twórcom udało się utrzymać całkiem przyzwoity poziom i do samego końca dostarczają udanej, klimatycznej rozrywki. Bywa krwawo, bywa też nieprzekonująco (na szczęście rzadko), jest za to widowiskowo i dynamicznie i całość czyta się naprawdę dobrze. Nic w tym dziwnego, skoro za scenariusze wzięli się tacy autorzy, jak Doug Moench (Batman & Dracula: Red Rain) i Chuck Dixon (Robin: Rok pierwszy, Batgirl: Rok pierwszy) i nawet jeśli nie przełamali oni schematu jasno określonego pierwszą miniserią (chyba, że za novum uznać fakt, iż w trójce pojawia się Mr. Freeze – w poprzednich odsłonach unikano bowiem pokazywania czołowych wrogów Gacka), nie zawiedli.

A co z szatą graficzną? Świetne ilustracje Kuberta, uzupełnione o stonowany, tradycyjnie nakładany kolor, nie zawodzą. Gorzej jest w drugiej miniserii, gdzie wielkookie postacie w wykonaniu duetu Paul Gulacy i Terry Austin trafiają do zadziwiająco barwnego świata. Co ciekawe to z tej odsłony pochodzi ilustracja, która zrobiła na mnie duże wrażenie w dzieciństwie – a mianowicie kadr z odcięty ludzkimi głowami zawieszonymi na drzewie. Całość też, mimo barw (i pomimo faktu, że Predator jest tu mało do siebie podobny) ma swój klimat i urok, ale niestety pozostaje najsłabszą z odsłon BvP.  Za to trójka pod względem grafiki znów zawyża poziom. Owszem, ilustracje w wykonaniu Damaggio nie są tak znakomite, jak Kuberta, ale to kawał realistycznej roboty, wpadającej w oko i robiącej wrażenie. W skrócie: coś dla fanów Batmana i Predatora, bo nawet jeśli nie jest to pozycja kanoniczna dla żadnego z nich, Batman versus Predator to nie tylko bodajże najlepszy crossover tego typu, ale i jedna z najlepszych opowieści o Predatorach w ogóle. Znać więc wypada, a przede wszystkim warto. Kiedyś rzecz ukazała się na polskim rynku w całości nakładem wydawnictwa TM-Semic, o dziwo bez cięć, z jakich oficyna słynęła, wznowienia póki co się nie doczekaliśmy, ale są przecież oryginalne wydania takie, jak to. Dostajemy tu wszystkie trzy miniserie, lepiej wydane niż polska edycja, do tego sporą galerię okładek i grafik oraz kilka słów odautorskich. Dopiero w takiej edycji w pełni docenia się całość, bo patrząc na stare, temsemicowe zeszyty (te zaciemnione kolory w pierwszej opowieści), ich jakość aż kłuje w oczy. A po wszystkim warto obejrzeć inspirowany całością fanowski filmik Batman: Dead End – przyjemny to deser po całkiem sycącym daniu.

Autorem artykułu jest Michał Lipka. Rocznik 88. Z komiksów nigdy nie wyrósł, choć pasjami czyta powieści i sam także stara się pisać. Ma na koncie kilka publikacji, scenariusz komiksowy też zdarzyło mu się popełnić, ostatnio jednak przede wszystkim skupia się na recenzjach i publicystyce, pisanych m.in. dla prowadzonego przez siebie bloga Książkarnię.

Serdeczne podziękowania dla wydawnictwa DC Comics oraz księgarni Jak wam się podoba / As You Like it za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Tytuł: Batman vs. Predator

Scenariusz: Dave Gibbons, Doug Moench, Chuck Dixon

Rysunki: Andy Kubert, Adam Kubert, Paul Gulacy, Rodolfo Damaggio

Okładka: Mike Mignola

Wydawca: DC Comics / Dark Horse Comics

Data wydania: 2017

Liczba stron: 400

Format: 17,5 x 26,2 cm

Oprawa: miękka, kartonowa

Druk: kolor

Cena: 34.99$

[Suma głosów: 1, Średnia: 5]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *