Batman Adventures (DCAU)

SERIAL NA PAPIERZE

 

Być może serial animowany Batman: Animated Series nie jest lepszy od filmów Burtona czy Nolana, choć chyba nikt nie ma wątpliwości, że to rzecz niemal równie, co one udana, jednakże znaczna część jego siły leży gdzie indziej, niż w jakości. Świetna ekipa twórców z głowami pełnymi pomysłów i popularność serii sprawiły, że nie tylko debiutujące tu postacie na stałe weszły do kanonu Człowieka Nietoperza, ale także jeden z kanonicznych bohaterów to właśnie tam zyskał swój origin, który potem przeszedł do historii. Seria komiksowa The Batman Adventures powstała jako uzupełnienie serialu i od początku do końca, utrzymana była w typowej dla niego stylistyce. Jakiś czas temu, a dokładnie w roku 2014, DC Comics zaczęło wypuszczać najnowsze zbiorcze edycje całości. Ostatni tom tej tak zwanej Batman Adventures Revised Collected Edition ukazał się w zeszłym roku, a to dobra okazja by przyjrzeć się całości, jak i samemu serialowi i wetknąć głowę za kulisy obu wersji cartoonowego Mrocznego Rycerza.

 

Zanim jednak przyjrzę się konkretnie poszczególnym zeszytom i samej zawartości tej kolekcji (a przyglądać jest się czemu – zarówno łaskawym okiem, jak i z solidną dawką krytyki), krótka lekcja historii.

Historia samego Batmana zaczęła się w roku 1939, choć oczywiście jej korzeni można by się doszukiwać dużo, dużo wcześniej. Jeśli chodzi o dzieje ekranizacji jego przygód, to należałoby się cofnąć w czasie do roku 1943 i powstałego wówczas serialu. Nas w tym momencie interesuje jednak coś zupełnie innego, przeskoczmy więc do wczesnych lat 90., kiedy to studio Warner Bros, zachęcone sukcesem Przygód Animków – jak to w takich sytuacjach bywa – szukało w jeszcze animację mogłoby zainwestować pieniądze, nie pozwalając okazji się wymknąć. Wtedy przypomniano sobie, że przecież w rękach bossów znajduje się prawdziwa żyła złota – prawa `do ekranizacji przygód Batmana. Film Tima Burtona stał się hitem, kolejna część zbliżała się wielkimi krokami, czemu więc nie pójść w tym kierunku? Doszło nawet do tego, że chciano do produkcji zaangażować Burtona właśnie (przy okazji warto nadmienić, że czerpano ze ścieżki dźwiękowej jego filmów, skomponowanej przez Danny’ego Elfmana), ale ostatecznie na chęciach się skończyło.

 

Serial powstawał gorączkowo, bo mimo nadziei związanych z całą produkcją, ekipa scenarzystów właściwie nie istniała. Pracujący nad serialem ludzie na początku zajmowali się tym z doskoku, jednocześnie zaangażowani w inne telewizyjne animacje. A jednak udało się im stworzyć coś niezwykłego, o własnym charakterze, choć inspirowanego kreskówką o Supermanie z lat 40. XX wieku. Inspiracji zresztą było więcej, mroczne Gotham, którego styl zdefiniowano jako „Dark Deco” zapełniały budynki w stylu Hogha Ferrisa, a kobiece bohaterki pokroju Poison Ivy czy debiutującej w The Batman Animated Series Reene Montoyi wzorowane były na stylu legendarnego twórcy animacji, Texa Avery’ego. Jeśli zaś chodzi o męskich bohaterów, to choćby Freeze’a czy Killer Croca zaprojektowali tu tacy twórcy, jak Mike Mignola i Kevin Nowlan. Oczywiście nie mogło też zabraknąć komiksowych inspiracji, które doprowadziły do zaadaptowania konkretnych klasycznych fabuł, od fragmentów Zjaw z przeszłości po napisane przez Dennisa O’Neila opowieści o Ra’sie al Ghulu. Ważniejsze jednak stały się wpływy, jakie serial wywarł na całe uniwersum. Wprowadzenie do niego postaci Harley Quinn to jedno, drugim jakże ważnym momentem było ukazanie nowego wizerunku Mr. Freeze’a (za który odpowiedzialny był Bruce Timm), jako załamanego naukowca niepotrafiącego poradzić sobie z tym, co spotkało jego żonę. Któż z nas nie zna przede wszystkim właśnie tej jego wersji?

Sukces serialu sprawił, że z czasem powstały nie tylko film i kolejne serie, ale także liczne gadżety, w tym figurki… I, oczywiście komiks. Pierwotnie The Batman Adventures, utrzymany w stylistyce animacji, miał być jedynie spin-offową miniserią – liczącą od trzech do sześciu części. Jednakże i tu sukces okazał się większy, niż przewidywano i całość przerodziła się w typową serię, która na dodatek przyjęła się tak dobrze, że ukazywała się jeszcze po zakończeniu emisji serialu. Nie bez znaczenia był też fakt, że w roku 1993, kiedy uniwersum DC przeżywało wielkie zmiany wizerunkach postaci, TBA było jedynym miejscem, gdzie czytelnicy regularnie mogli czytać przygody Batmana, pod maską którego krył się nie kto inny, tylko Bruce Wayne właśnie. W klasycznych seriach o przygodach Mrocznego Rycerza bowiem Bane złamał naszemu herosowi kręgosłup, a jego miejsce zajął Jean-Paul Valley. TBA zyskało wielkie uznanie zarówno czytelników, jak i krytyków, niemniej po trzech latach dwóch z trzech twórców odpowiedzialnych za zdecydowaną większość zeszytów postanowiła skończyć pracę nad tytułem i zająć się innymi zleceniami. Numer 36 z 1995, w którym finału dobiegła trzyczęściowa opowieść o Hugo Strange’u, okazał się jednocześnie ostatnim serii The Batman Adventures. Nie był to jednak koniec komiksów rozwijających serialowe uniwersum, ale o tym opowiem już innym razem.

 

Tyle zakulisowych faktów i genezy, przejdźmy zatem do konkretów. Cała pierwsza seria The Batman: Adventures zebrana została w czterech pokaźnych tomach. O samym ich wydaniu też można by sporo powiedzieć, ale na to przyjdzie jeszcze pora. W tych albumach znalazło się wszystkie 36 zeszytów, dwa Annuale i The Batman Adventures: Holiday Spacial (dla mnie najlepszy z tych komiksów, utrzymany nie tylko w sympatycznym, świątecznym klimacie połączonym z mrokiem – ach te skojarzenia z Powrotem Batmana! – ale i w przyjemnym stylu animacji Hanna-Barbera. Plus świetna historia z Mr. Freezem). To, czego zabrakło stanowi największy minus tej konkretnej edycji, bo choć we wcześniejszych wydaniach legendarna powieść graficzna Mad Love została włączona razem ze Specialem, to jednak tu została pominięta. Brak jest tym wyraźniejszy i bolesny, ponieważ to najwybitniejsze dzieło rozwijające animowane uniwersum Batmana i mające wpływ na ogół jego przygód – i na tle wielu jakże infantylnych komiksów, stanowiłoby idealną przeciwwagę.

 

Bo nie ma się co oszukiwać, The Batman Adventures to seria głównie dla dzieci. Serial, choć skierowany do tej grupy, mocniej korzystał z estetyki burtonowskich Batmanów i całej otoczki grozy, towarzyszącej tej postaci. Tu wiele zeszytów jej nie ma. Niektóre są mocno naiwne (polscy czytelnicy mieli okazję czytać #4 – 5 i #12, pierwsze dwa w magazynie Mix Komiks, ostatni w tomie WKKDC poświęconym Harley Quinn, więc mogą sobie wyobrazić, jak wypada całość), ale kiedy w trzecim tomie do ekipy twórców dołączają Paul Dini i Bruce Tim (współtwórcy serialu), poziom się podnosi, a całość robi ciekawsza. Oprócz ich dzieł, pojawiają się tu także historie pisane przez Dana Rasplera (Batman: Sanctum) czy Alana Granta. Zresztą kilka komiksów głównego scenarzysty serii, Kelleya Pucketta też prezentuje się dobrze. Historie z Jokerem zawsze mają swój szalony urok, ważny jest też wspomniany numer 12, gdzie dostajemy origin Batgirl (i początek historii poświęconych rozrastającej się Bat-Rodzinie) oraz, co ważniejsze, komiksowy debiut Harley Quinn. Bardzo przyjemnie wypadają też historie z al Ghulem, relacje Bruce’a z Talią i, oczywiście, team-up z Supermanem i przygody Catwoman. Doceniam też fakt, że twórcy w ciekawym stylu nawiązują do znanych fabuł czy opowieści, czasem w sposób oczywisty, czasem mniej, jak wtedy, gdy Batman pomyka na koniu, niczym w Powrocie Mrocznego Rycerza. Do tego w interesujący sposób balansują od depresyjnych dramatów, po typowe komedie. Najlepsze z nich mają zaś naprawdę świetny klimat i to coś, co sprawiało, że dorośli równie chętnie zasiadali przed ekranem, co ich pociechy.

 

Klimat ów zresztą zawdzięczamy jednak przede wszystkim ilustracjom, bo mrok pojawia się nawet w najbardziej infantylnych, dziecinnych czy wręcz nużących zeszytach (1/3 pierwszego tomu śmiało można sobie było darować, bo czasem opowieści dłużyły się nieznośnie). Kreska w mniejszym lub większym stopniu przypomina tu to, co widzieliśmy na małym ekranie, jest prosta, czysta, typowo cartoonowa, ale w najlepszych numerach ociera się o artyzm pokroju Darwyna Cooke’a. W końcu niektóre z nich ilustrowali choćby Klaus Janson, Matt Wagner czy John Byrne. Czasem ilustracje przypominały mi komiksy oparte na animacjach Cartoon Network (pamiętacie magazyn o tym tytule?), czasem klasykę ze srebrnej i złotej ery, przepuszczoną jednak przez filtr dopasowany do bardziej młodego odbiorcy, ale w większości przypadków wypada to znakomicie i mile dla oka, a przede wszystkim dość spójnie.

 

I tu zataczamy koło i wracamy do kwestii samego wydania. Zacznijmy od tego, że albumy są grube, to co prawda żadne novum ani zaskoczenie, ale tomy liczące od 238 do 316 stron gwarantują solidną dawkę lektury. Tym bardziej, że tekstu na stronach bynajmniej nie brakuje. Cieszy też fakt, że całość wydana została na papierze offsetowym – ogólnie rzecz biorąc edytorsko rzecz przypomina mi stare Giganty z lat 90. i dwutysięcznych – który pasuje lepiej, niż kredowy. I budzi niejeden sentyment w czytelnikach mojego pokolenia, tak jak i niejeden sentyment budzą zebrane tu historie. I chociaż nie wszystko wyszło idealnie, miłośnikom Batmana polecam całą serię z czystym sercem. To doskonała rzecz dla młodszych czytelników na początek przygody z Człowiekiem Nietoperzem, a zarazem coś tak udanego, by i dorośli nie pożałowali lektury.

 

Autorem artykułu jest Michał Lipka. Rocznik 88. Z komiksów nigdy nie wyrósł, choć pasjami czyta powieści i sam także stara się pisać. Ma na koncie kilka publikacji, scenariusz komiksowy też zdarzyło mu się popełnić, ostatnio jednak przede wszystkim skupia się na recenzjach i publicystyce, pisanych m.in. dla prowadzonego przez siebie bloga Książkarnię.

 Serdeczne podziękowania dla wydawnictwa DC Comics oraz księgarni Jak wam się podoba / As You Like it za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

 

Tytuł: The Batman Adventures, Vol. 1-4

 

Scenariusz: Kelly Puckett, Martin Pasko, Paul Dini, Michael Reaves, Ty Templeton, Bruce Timm, Alan Grant, Dan Raspler, Ronnie Del Carmen

 

Rysunki: Ty Templeton, Rick Burchett, Brad Rader, Mick Parobeck, Bruce Timm, Matt Wagner, Klaus Janson, John Byrne, Dan DeCarlo

 

Okładki: Ty Templeton, Rick Burchett, Bruce Timm

 

Wydawca: DC Comics

 

Data wydania: 2014-2016

 

Liczba stron: 240 / 240 / 238 / 316

 

Format: 17,5 x 26,2 cm

 

Oprawa: miękka

 

Druk: kolor

 

Cena: 16.99, 2×19.99, 24.99 $

[Suma głosów: 2, Średnia: 5]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *