Luthor

(Nie)banalne zło

 Luthor

Lex Luthor przez długi czas był jednym z najbardziej pomnikowych, a jednocześnie najbardziej banalnych popkulturowych łotrów. Stworzony jako arcywróg najpotężniejszego superohatera w dziejach, sam musiał stać się „super”, aby w ogóle spróbować zniszczyć niezniszczalnego człowieka. Genialny wynalazca, multimiliarder, człowiek sukcesu pod każdym względem. Trudno o bardziej mdłego złoczyńcę. Dopiero w ciągu ostatnich kilku lat poszczególni scenarzyści zaczęli z sukcesem dopatrywać się w tej postaci czegoś bardziej interesującego, niż tylko fabularnej przeciwwagi dla Supermana. „Luthor” Briana Azzarello i Lee Bermejo jest swoistym ukoronowaniem tego nowego spojrzenia na Lexa Luthora.

Recenzowany album, przygotowany przez autorów, którym wcześniej z powodzeniem udało się twórczo podejść do postaci Jokera, spotkał się z raczej życzliwym odbiorem ze strony krytyków i czytelników. Nie brakowało jednak głosów twierdzących, iż Azzarello i Bermejo nie dokonali w zasadzie niczego wielkiego. Wszak „uczłowieczenie” postaci Luthora odbywało się z powodzeniem już wcześniej, żeby wspomnieć tylko historię „All-Star Superman” Granta Morrisona z 2008 roku. Nie chcę tu zatem omawiać kwestii wtórności tak postawionego tematu, lecz ocenić jego wykonanie, które, nawet pomimo oczywistych nawiązań do klasycznych już pomysłów, stoi na najwyższym poziomie.

009-Luthor

Jako czytelnik długo nie potrafiłem „wczuć się” w postać Luthora. Nie chodzi tu tylko o jego ekstremalną zamożność czy nieludzką inteligencję, lecz zasadnicze motywy stojące za jego złymi knowaniami. Joker jest wcieloną destrukcją działająca na zasadzie przeciwwagi dla wprowadzającego ład Batmana, ale kim dla Supermana jest Lex Luthor? Logika historii o niezniszczalnym Człowieku ze Stali zakłada, że przeciwko niemu powinien wystąpić łotr równie potężny i wpływowy, choć koniec końców ustępujący herosowi zarówno siłą, jak i inteligencją. I tym właśnie był dla mnie przez długi czas sam Luthor – wyidealizowanym ponad miarę „ludzkim” złoczyńcą, który, mając absolutnie wszystko, co można osiągnąć jako człowiek, trafia na osobnika, który przekracza ludzkie możliwości. O tym, jak bardzo nieszablonowa jest to jednak konfrontacja, przekonałem się dopiero po lekturze „Luthora”.

Każdy z nas nosi w sobie dążenie do doskonałości – zawodowej, rodzinnej i tym podobnych. Ów pęd ku przekraczaniu własnych granic stanowi najważniejszy motor napędowy ludzkiej ewolucji, lecz dla każdego z nas wyznaczone są pewne granice, których z różnych względów przekroczyć nie zdołamy. Nasza granica może jednak okazać się zaledwie pewnym etapem rozwoju dla kogoś innego – silniejszego, mądrzejszego lub bardziej zdeterminowanego. Pojawienie się takiej osoby w naszym życiu prowadzi do poczucia frustracji, naturalnej wrogości wynikającej z faktu, że ktoś potrafi więcej od nas i wzbudza większy podziw. Z takimi sytuacjami stykamy się co chwila w pracy czy życiu osobistym, gdzie zawsze może pojawić się ktoś lepiej przygotowany lub atrakcyjniejszy. Właśnie z taką sytuacją, wynikającą z pojawienia się kogoś lepszego, zmierzyć się musi bohater komiksu Azzarello i Bermejo – problem w tym, że przy całej swej inteligencji i majątku, Luthor nigdy nie będzie równy Supermanowi.

To, co najbardziej spodobało mi się w „Luthorze”, to fakt, że nie jest to kolejna prosta historia o konfrontacji herosa z nienawidzącym go złoczyńcą. Optyka zostaje tu zresztą odwrócona o 180 stopni – to oczyma Luthora obserwujemy kolejne zdarzenia i to jego słowa opisują przedstawiany świat. Stąd też wiemy, jak głęboko sięga (czy słuszna?) frustracja Lexa wynikająca z faktu, że pomimo wszystkich jego ambitnych planów pojawił się „ktoś lepszy”, na kogo zwróciły się oczy mieszkańców Metropolis. Patrząc przez pryzmat Luthora na ostatniego syna Kryptona nie widzimy w nim zresztą zbawcy czy superbohatera, lecz coś „innego” – jakąś niepojętą siłę, której nie można zrozumieć ani ujarzmić, podobnie jak huraganu czy wybuchającego wulkanu. Superman – przez praktycznie cały komiks pojawiający się jedynie jako milcząca, nieco upiorna postać – to ktoś, dla kogo granica ludzkich możliwości Luthora (najbogatszego i najmądrzejszego Ziemianina) jest jedynie cząstką jego własnej potęgi. Czyż nie jest to przerażająca perspektywa?

012-Luthor

Jak już wspomniałem, można zarzucić „Luthorowi”, że podąża tropem wielu swoich poprzedników – zarówno w kwestii podejścia do głównej postaci, jak i kolejnych zwrotów fabularnych, które oferują nam twórcy. Dla mnie jednak ważniejsze od ewentualnych innowacji jest ogranie tych, wydawałoby się, wyeksploatowanych już motywów. I tutaj autorzy spisują się na medal – komiks czyta i ogląda się świetnie, a fakt, że po przewróceniu ostatniej strony trudno powstrzymać się przed chwilą dłuższego namysłu to chyba najlepsza pochwała dla tytułu, który stara się być czymś więcej, niż tylko prostym akcyjniakiem. „Luthor” to dająca do myślenia historia, która, czerpiąc z klasycznych motywów opowieści o Supermanie i jego nemezis, nadaje im zupełnie nową jakość.

Autorem tekstu jest dr Tomasz Żaglewski – kulturoznawca, adiunkt w Zakładzie Badań nad Kulturą Filmową i Audiowizualną UAM. Obecnie pracuje nad książką dotyczącą współczesnych filmowych adaptacji komiksu.

Korekta: Monika Banik.

Serdeczne podziękowania dla Wydawnictwa Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.

Tytuł: „Luthor”

Tytuł oryginału: „Luthor”

Scenariusz: Brian Azzarello

Rysunki: Lee Bermejo

Kolor: Dave Stewart, José Villarrubia

Zawiera: „Lex Luthor: Man of Steel” (2005)

Tłumaczenie: Jacek Drewnowski

Wydawca: Egmont Polska

Wydawca oryginalny: DC Comics

Data wydania: Październik 2015

Liczba stron: 144

Format: 170×260 mm

Oprawa: twarda

Papier: kredowy

Druk: kolor

Cena: 69,99 zł

018-Luthor

[Suma głosów: 3, Średnia: 3.7]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *