Batman: Długie Halloween

Autorem recenzji jest Michał Siromski. Więcej o nim dowiecie się tutaj.

Raczej nie będzie przesadą stwierdzenie, że „Batman – Długie Halloween” to jeden z najbardziej wyczekiwanych komiksów na polskim rynku. Wydawnictwo Egmont ustami Tomasza Kołodziejczaka konsekwentnie odmawiało wydania tego tytułu argumentując, że jego cena byłaby horrendalna, a poza tym każdy zainteresowany ma już go w oryginale. A jednak, sprawy w swoje ręce wzięło wydawnictwo Mucha Comics i nareszcie stało się – możemy cieszyć się polską wersją. Cena jest oczywiście dość wysoka, ale nie zaporowa (zwłaszcza po zniżkach), a sądząc po zainteresowaniu komiksem na łódzkim festiwalu, nie powinno być większego problemu ze sprzedażą.

LH_okladka

„Długie Halloween” wydane zostało pierwotnie w 1996 i 1997 roku jako 13-częściowa miniseria w prestiżowym formacie. Było to wówczas spore ryzyko, gdyż każdy numer był znacznie droższy od standardowych zeszytów. Historia spotkała się jednak z bardzo dobrym przyjęciem czytelników i do dziś doczekała się kilku wydań zbiorczych, łącznie z ekskluzywnym wydaniem Absolute.

Jak możemy się dowiedzieć z przedmowy Jepha Loeba, faktycznym pomysłodawcą „Długiego Halloween” był Archie Goodwin, legendarny twórca i ówczesny redaktor DC. To właśnie Goodwin rzucił ideę, aby opowiedzieć o tym, co wydarzyło się w Gotham po zakończeniu „Roku Pierwszego” Franka Millera i Davida Mazzucchelli. On też zasugerował, aby Loeb i Sale stworzyli komiks odwołujący się do klasyki opowieści gangsterskiej i do stylistyki kryminału noir.

Wymyślona przez Loeba historia trwa równo rok i imponuje swoim rozmachem. Możemy wyróżnić w niej cztery kluczowe wątki. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście śledztwo w sprawie zagadkowego mordercy, który po raz pierwszy uderza w święto Halloween, zabijając gothamskiego gangstera, Johhny’ego Viti. Wkrótce zaczynają ginąć kolejne osoby związane ze światem przestępczym, zaś charakterystyczne modus operandi (pozostawianie na miejscu zbrodni tych samych przedmiotów) dowodzi, że w mieście pojawił się seryjny morderca. Media nadają mu przydomek Holiday Killer („Świąteczny Zabójca”), jako że swoje ofiary uśmierca w dni kolejnych popularnych świąt (np. Boże Narodzenie, Nowy Rok, Walentynki czy Dzień Matki).

skan4-1200[1]

Śledztwo prowadzone jest przez trzech ludzi – Batmana, kapitana policji Jamesa Gordona i prokuratora okręgowego Harvey’a Denta – którzy łączą siły, aby walczyć ze złem w swoim mieście. Loeb dowodzi tutaj swojego narracyjnego talentu: kolejne etapy śledztwa prowadzone są intrygująco i z rozmachem, zaś na różnym etapie historii podejrzanych o zabójstwa jest pięć czy sześć różnych osób. Kwestia tożsamości Holidaya trzyma w napięciu do końca i to dosłownie, gdyż trzy ostatnie strony komiksu przynoszą w tej sprawie nieoczekiwany zwrot. Zwrot, dodajmy, dość kontrowersyjny, jako że mocno nadwątlający prawdopodobieństwo i logikę opowieści. Jeśli – znając już prawdziwą tożsamość Holidaya –  przeczytamy uważnie komiks jeszcze raz, przekonamy się, że niestety historia ma sporo dziur i niekonsekwencji. Co ciekawe, sam Loeb w wywiadach sugerował, że rozstrzygniecie zaprezentowane w komiksie nie musi być prawdziwe. Nie wiem czy to aby nie wybieg pozwalający uniknąć zarzutów o braki w logice, ale z drugiej strony faktycznie: jeśli uznamy, że nie wszystkie postaci w tym komiksie mówią prawdę, całość staje się bardziej spójna i logiczna (UWAGA SPOILER! Moim zdaniem wszystkie nielogiczności znikają, jeśli założymy, że: (a) Gilda nie jest zabójcą, zaś jej wyznanie na ostatnich stronach to jedynie przejaw desperacji i pomieszania zmysłów; (b) jedynym Holidayem jest Alberto Falcone; (c) Carmine Falcone od początku wiedział, że to jego syn jest mordercą, ochraniał go i aprobował jego działalność).

Drugi, nie mniej ważny wątek dotyczy przemiany Harvey’a Denta w Two-Face’a. Choć „Długie Halloween” to nie pierwsze podejście do szerszego pokazania genezy Two-Face’a, to z pewnością jest jedną z najciekawszych i najpełniejszych psychologicznie prób. Autorzy pokazują tę transformację starannie i psychologicznie wiarygodnie, tragiczne wydarzenia na rozprawie sądowej traktując tylko jako ostatni jej etap. Widzimy (dosłownie: zauważcie, jak w niektórych scenach połowa twarzy Denta tonie w mroku) jak zmagają się w nim dobro i zło, jak chęć walki ze zbrodnią zderza się ze ścianą moralnych ograniczeń, jak bezsilność rodzi frustrację i jak tragiczne doświadczenia popychają go na skraj desperacji. Historia Denta zmienia się w klasyczną grecką tragedię: kibicujemy mu, chcielibyśmy aby pokonał kryjące się w jego wnętrzu demony. Ale jednocześnie wciąż mamy przecież w tyle głowy smutną świadomość, że nie uda się…

skan10-1200[1]

Trzeci istotny motyw dotyczy zjednoczenia sił wspomnianej trójki, aby walczyć ze złem. Obserwujemy, jak próbują przechytrzyć przeciwnika, jak wspomagają się nawzajem, ale też jaką cenę płacą za swoją krucjatę. Bardzo interesujące są zwłaszcza sceny odsłaniające życie rodzinne Bruce’a Wayne’a, Jima Gordona i Harvey’a Denta. Bohaterowie zaniedbują swoje rodziny, przenoszą swoje frustracje na bliskich, w nieustannym pościgu za zbrodnią zdają się gubić coś cennego. W pamięci zapada zwłaszcza rozmowa Gildy Dent z Barbarą Gordon z rozdziału dziesiątego; kobiety zadają sobie pytania, czy kiedyś takie życie się skończy, czy kiedyś odzyskają swoich mężów. Starają się nawzajem pocieszyć, ale my przecież wiemy, jak potoczą się ich losy: Barbara wkrótce odejdzie od Jima, zaś mąż Gildy stanie się obłąkanym zbrodniarzem…

Ale jest w „Długim Halloween” jeszcze czwarta płaszczyzna fabularna, czyli opowieść o tym, jak Gotham, w którym rządzą gangsterzy (i jakie znamy z „Roku Pierwszego”), przechodzi we władanie obłąkanych superprzestępców. Niewątpliwie intencją Jepha Loeba było uczynienie z miniserii prawdziwej parady najsłynniejszych antagonistów Batmana. Trzeba jednak przyznać, że (poza nielicznymi wyjątkami) udało mu się dość zgrabnie wpleść te postaci w strukturę opowieści i przynajmniej niektórzy z nich (Riddler, Calendar Man, Scarecrow) odgrywają w komiksie dość istotną rolę. Co ciekawe, obłąkani arcyłotrzy sprawiają w tym komiksie wrażenie niesfornych dzieciaków: swym nieprzewidywalnych działaniem potrafią narobić wiele bałaganu, jednak w porównaniu z gangsterami nie stanowią realnego zagrożenia (notabene kilku z nich jest w tym komiksie wręcz pionkami w rozgrywce pomiędzy dwoma mafijnymi rodzinami). Sytuacja zmienia się dopiero w finale opowieści, arcyłotrzy przejmą władzę nad miastem, zaś szalę na ich stronę przeważy pojawienie się (SPOILER!) Two-Face’a.

LH_rozne05

Jakość scenariuszy Jepha Loeba budzi generalnie kontrowersje, jednak wielowątkowa fabuła, wiele wyśmienitych scen i dialogów każą stawiać „Długie Halloween” wśród jego najlepszych osiągnięć. Może też podobać się wierne otworzenie klimatu sagi gangsterskiej spod znaku „Ojca Chrzestnego”.

Tytuł kultowego filmu Francisa Forda Coppoli przywołuję nieprzypadkowo, bo „Długie Halloween” czerpie z niego całymi garściami. Otwierająca opowieść sekwencja wesela, pierwsze padające w komiksie słowa, czy scena zabójstwa Luigi Maroniego – to tylko kilka z wielu bezpośrednich nawiązań (odpowiednio do: pierwszej sceny i pierwszej kwestii filmu oraz sceny zamachu na Don Corleone).

Podobnych intertekstualnych odwołań do kultury masowej znajdziemy zresztą więcej. Scarecrow i Mad Hatter sypią cytatami z utworów Lewisa Carolla; z kolei sceny, w których Batman odwiedza w Arkham Calendar Mana (arcywroga opętanego obsesją kalendarza), zaś ten zza pancernej szyby próbuje mu pomóc w schwytaniu Holidaya, to nic innego jak przetworzenie motywu spotkań agentki Starling i Hannibala Lectera z „Milczenia Owiec”. O całej masie fabularnych i wizualnych powiązań z „Rokiem Pierwszym” wspominam tylko z kronikarskiego obowiązku.

skan5-1200[1]

Warto jednak zaznaczyć, że Loeb i Sale nie tylko sprytnie brali od innych, ale też sami stali się ważnym źródłem inspiracji dla Christophera Nolana. Twórca głośnej trylogii filmowej o Mrocznym Rycerzu wykorzystał wiele pomysłów z „Długiego Halloween” (np. motyw spotkań Batmana, Gordona i Denta czy scenę z płonącą górą banknotów), ale też wpisał się w pewien ogólny przekaz tego komiksu. Gdzieś w  szerszym ujęciu i film, i komiks są opowieściami o ludziach, którzy zdecydowali się na walkę ze złem i którzy gotowi są zapłacić za to najwyższą cenę.

Pisząc o „Długim Halloween” nie sposób pominąć warstwy graficznej. Tim Sale to uznany artysta, ale ja mam z nim pewien problem: raz go uwielbiam, a raz nienawidzę. Wynika to z faktu, że jego rysunki wydają mi się strasznie nierówne. „Długie Halloween” należy do jego najlepszych komiksów, właśnie dla tego że jest najrówniejszy. Sale operuje tutaj dużymi kadrami, co rozrzedza akcję i przyspiesza lekturę, ale jednocześnie nadaje jej filmowy „feeling” i monumentalny rozmach. Docenić trzeba też konsekwencję, z jaką pokazany jest świat przedstawiony tej opowieści, Ot choćby taki szczegół:. za każdym razem, gdy odwiedzimy gabinet Carmine Falcone, będzie on wyglądał tak samo – sejf  będzie stał w tym samym miejscu, na biurku będą te same przedmioty, itp. Nawet tłum na otwierającym komiks weselu (zwrócicie uwagę na przewijającego się ciągle gościa z wąsami!) czy też kartki leżące na podłodze celi Calendar Mana nie są przypadkowe. I chociaż Sale’owi też przytrafiają się wpadki (jak na stronie 73, gdzie – jak sądzę przez pomyłkę – narysował odwrotnie twarze Carli i Carmine odbijające się w okularach Alberto) to jednak dbałość o detale znacznie przewyższa tutaj standardy amerykańskiego mainstreamu. Osobne pochwały należą się rysownikowi za znakomite okładki poszczególnych zeszytów, które niestety na potrzeby wydania zbiorczego zostały nieco przeprojektowane, aby stanowiły karty tytułowe poszczególnych rozdziałów; szczerze polecam jednak poszukać w internecie oryginalnych wersji.

skan7-1280[1]

„Długie Halloween” nie jest komiksowym arcydziełem, jednak – mimo pewnych mankamentów – zasługuje na wysoką ocenę. To wciągająca i poruszająca historia, której nie powinien pominąć żaden miłośnik dobrego komiksu, zwłaszcza superbohaterskiego. Tym bardziej, że to nie koniec atrakcji: wydawca już zapowiedział publikację w przyszłym roku „Dark Victory” czyli bezpośredniej (i równie dobrej) kontynuacji „Długiego Halloween”. A zatem czeka nas kolejna potężna dawka tajemniczych morderstw, nieoczekiwanych zwrotów akcji i dramatycznych decyzji…

 

Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.

 

„Batman: Długie Halloween”

Tytuł oryginału: “Batman: The Long Halloween”

Scenariusz: Jeph Loeb

Rysunki: Tim Sale

Kolory: Gregory Wright

Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz

Wydawca: Mucha Comics

Wydawca oryginalny: DC Comics

Data wydania: 2013

Data wydania oryginału: 1997

Liczba stron: 374

Format: 175×260 mm

Oprawa: twarda

Papier: kredowy

Druk: kolor

Dystrybucja: księgarnie, Internet

Cena: 149,00 zł

[Suma głosów: 3, Średnia: 4.3]

2 thoughts on “Batman: Długie Halloween”

  1. [SPOILERY]

    Rozumiem dlaczego dla spójności opowieści należałoby przyjąć, że jedynym mordercą jest Alberto (no bo skąd u licha Gilda by wiedziała, kiedy Alberto nie uderzy?), ale dlaczego Carmine musiałby wiedzieć o działaniach syna? Ten aspekt zdecydowanie mi umyka, co wskazuje na to, że znał tożsamość Holidaya tak jak piszesz :D? Jestem naprawdę ciekaw.

  2. Michał Siromski

    Witam i dziękuję za miłe słowo. Przepraszam za zwłokę, ale chciałem się dobrze przygotować do odpowiedzi 🙂

    [UWAGA SPOILERY!!!]
    Jest kilka drobnych poszlak przemawiającym za współudziałem Carmine. Np.
    1. fakt, że w Nowy Rok Carmine prosi Carlę, aby poszukała Alberto, tak jakby wiedział, że planuje on sfingować własną śmierć i porzebny jest wiarygodny świadek.
    2. nieco dziwny status Alberto w rodzinie – niby nie odgrywa żadnej roli w mafijnej strukturze, ale jednak uczestniczy w każdym ważnym spotkaniu, zaś Carmine w Nowy Rok myśli, że tylko jemu może zaufać. Powstaje wrażenie, jakby celowo zdjał go z pierwszego planu i świadomie trzymał w cieniu.
    3. powtórzona kilkukrotnie przez różne osoby informacja, że zabójców jest dwóch: jeśli przyjmiemy że Carmine współpracuje z Alberto (i oczywiście odrzucimy Gildę) to informacja ta okaże się prawdziwa.

    Najważniejsze są jednak 2 poszlaki. Pierwsza to siódmy rozdział komiksu, w którym Carmine daje Riddlerowi zadanie rozwikłania zagadki tożsamości Holidaya. Jaka jest odpowiedź tego mistrza intelektu po połaczeniu wszystkich faktów? Carmine Falcone! Oczywiście Falcone zareaguje śmiechem (jak inaczej miałby zareagować, gdyby to była prawda?), ale już zobaczmy, że prosząc Sofię o wyprowadzenie Riddlera naciska, aby ta szybko wróciła. Dlaczego? Czyżby obawiał się, że Sofia niechcący zobaczy Albert czyhającego już na Riddlera? Idźmy dalej, dlaczego Holiday-Alberto nie zabija Riddlera? Może po to, aby ten rozpowiedział, że Carmine Falcone szuka Holidaya i tym samym odsunął od niego podejrzenie? No i wreszcie, jak
    rozumieć zagadkę, którą wypowiada Riddler po ataku Holidaya („Kiedy zabójca nie zabija?”). Moja odpowiedź: Kiedy robi to za niego ktoś inny (czytaj: Carmine jest pradziwym zabójcą, zaś Alberto wykonuje tylko za niego mokrą robotę.)

    Druga istotna kwestia to analiza motywów, zgodnie z klasyczną detektywistyczną zasadą „znajdź mi motyw, a wskażę ci mordercę”. Zwróćmy uwagę, że większość ofiar Holidaya to członkowie rodziny Maroni (wyjątkkiem są osoby, które pradopodobnie zginęły bo odkryły, że Alberto nie jest martwy). Kto zatem ma najlepszy motyw, kto w największym stopniu skorzystał na działalności Holidaya? Raczej nie Alberto, który nie odgrywał w rodzinie specjalnej roli.
    Odpowiedź moim zdaniem może być tylko jedna: sama głowa konkurencynej rodziny, czyli Carmine Falcone.

    Co do Calendar Mana, to moim zdaniem nie ma on żadnej wiedzy o zabójcy, próbuje jedynie wykorzystać całą sytuację aby ugrać coś dla siebie (a przy okazji autorzy wykorzytują okazję, żeby zagmatwać intrygę i pucić oko w kierunku „Milczenia Owiec”).

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *