Zabójczy Żart – Recenzja animacji

Dobry żart nie potrzebuje dopowiedzeń

 

TheKillingJokeBoxArtHD 

 

Zaniepokojonych tytułem recenzji szybko uspokajam – animowany „Zabójczy Żart” to film dobry, spełniający się w swojej roli. Nieznający dzieła Moore’a i Bollanda będą obcować z intensywnym filmem o Batmanie, pozostawiającym wiele do myślenia za sprawą swej cynicznej otoczki. Fani komiksu też nie powinni być rozczarowani, pomimo niepotrzebnego i krzywdzącego dla większości z nich prologu. Animacja perfekcyjna nie jest, z pewnością nie zapisze się złotymi zgłoskami w historii gatunku. Na szczęście jednak kawał nie został spalony, pomimo wprowadzonych tu i ówdzie zmian przez Briana Azzarello i Bruce’a Timma. To w zupełności wystarczy żeby uznać, że zadanie zostało pomyślnie wykonane.

Uwaga, spoilery!!!!

Film rozpoczyna się od historii Batgirl i jej trudnej współpracy z Batmanem, sprawiającego wrażenie zbyt srogiego i apodyktycznego. Taki początek historii jest jak najbardziej zrozumiały – w komiksie postać Barbary Gordon zostaje użyta jako środek do ukazania egzystencjalnego nihilizmu Jokera i pozostawiona sama sobie gdy okazuje się, że została sparaliżowana. Musiała dostać swoje pięć minut w animacji ze względu na poprawność polityczną, poskromienie feministek szczerze nieznoszących „Zabójczego Żartu” oraz fanów, oczekujących od Azzarello zajmującej historii o kobiecie mającej przemienić się w komputerowego geniusza o pseudonimie Oracle. Zadanie niełatwe ze względu na ograniczony czas trwania filmu oraz równoczesną chęć dorównaniu materiałowi źródłowemu i przypodobaniu się wielu różnym grupom odbiorców – zwłaszcza teraz, gdy w USA coraz częściej po popkulturę sięgają właśnie kobiety, mające nieco inne oczekiwania wobec fabuły i wyważenia akcentów.

Jak zawsze w tego typu przypadkach, chęci były dobre i szczere. Szkoda tylko, że wybrukowane jest nimi piekło. Barbara z animowanego „Zabójczego Żartu” w żaden sposób nie przypomina mądrej, sprytnej, zaradnej dziewczyny z komiksów Chucka Dixona. Ma za to niemal wszystkie przywary postaci kobiecej napisanej przez szowinistycznych twórców – jest lekkomyślna, nie potrafi oddzielić emocji od życia zawodowego, wpada łatwo w kłopoty (ba, nawet sama się o nie prosi!). Co gorsza, w filmie ma jeszcze chcicę porównywalną do tej u trzydziestolatek, odczuwających zbyt głośne tykanie zegara macierzyńskiego. Jej konsekwencją jest kontrowersyjna już scena seksu pomiędzy nią a Batmanem, który, o dziwo, nie ma najmniejszego problemu ze współżyciem ze swoją protegowaną i córką najlepszego przyjaciela zarazem.

Zastanawiacie się teraz pewnie, czy wyżej wymienione stereotypy mają może uzasadnienie w fabule prologu? Niestety, niespecjalnie, jest on bowiem dość schematyczną historyjką mafijną, wykorzystującą często rozwiązania w stylu deus ex machina, jak na przykład postaci przenoszące się w mgnieniu oka z punktu A do punktu B oddalonego o kilka kilometrów.  Co gorsza, taki obrót spraw był do przewidzenia. Bruce Timm od dawna sygnalizuje w swych animacjach ponętne wibracje między Brucem a Barbarą. W swoich ilustracjach zamieszczanych w Internecie nie stroni od szowinistycznych tonacji, nie mówiąc już o tym, że z relacji fanów odwiedzających konwenty komiksowe sprawia wrażenie osoby znużonej przemysłem popkulturowym i superbohaterami. A Azzarello? Od dawna wiadomo, że nie znosi Batmana. Interesują go wyłącznie jego antagoniści, to oni są dla niego fascynujący. Wystarczy przeczytać jego „Hellblazera”, zawierającego cięty pastisz bat-rodziny, by przekonać się, co też o niej myśli. O ile Azzarello, ze swoją fascynacją złem i brudem, jest wymarzonym dla Warnera człowiekiem do adaptacji „Zabójczego Żartu”, tak do opowieści o pogodnych postaciach – a taka jest komiksowa Barbara, jedyna i prawdziwa miłość Dicka Graysona – pasuje jak pięść do nosa, choć jest błyskotliwym autorem.

Zmieńmy jednak perspektywę. Zabawmy się przez chwilę w adwokata diabła. Tematy, które tutaj omawiamy, z pewnością sprzyjają takiej postawie. A jeśli zawarcie motywów rodem z maskulinistycznego kina lat 80. z Arnoldem Schwarzennegerem i Sylvestrem Stallonem było zamierzone? A jeśli w tym samczym szaleństwie jest metoda? Być może Barbara musiała stać się ofiarą generalizacji w rękach twórców, by ukazać odczłowieczenie Batmana, skupionego wyłącznie na swojej misji i uciekającego przed odpowiedzialnością za miłość? Dla mnie takie pobudki są w pewnym sensie uzasadnione. Recenzowany tutaj film nie łączy się z żadnym uniwersum, stanowi oddzielną całość. W dodatku poetyka narracyjna i mechanizmy fabularne działające w komiksie „Zabójczy Żart” wcale nie muszą się sprawdzać w animacji. Mogą nawet zaszkodzić z racji tego, jak oba media podchodzą inaczej do kwestii czasu i odbioru historii przez konsumenta.

09

Zmieniając nieco temat: zbyt wiele czasu poświęcono na ukazanie bestialstwa Jokera. A przecież i sam Batman w komiksie Moore’a ma posępne, obsesyjne oblicze, które w scenariuszu filmowym musiało zostać zepchnięte na drugi plan. Tym samym droga Barbary z lekkomyślności ku odpowiedzialności za swoje życie i znalezieniu w sobie siły, której Batmanowi zdecydowanie brak, ma rację bytu – koniec końców w dorosłym ciele Mrocznego Rycerza zamknięty jest skrzywdzony chłopiec, przerażony na samą myśl o miłości, którą może za chwile stracić, tak jak swoich rodziców. Szkoda tylko, że odbywa się to kosztem nie tylko sympatycznej bohaterki, ale też samego Batmana. Skoro bowiem Mroczny Rycerz pozwala sobie na relatywizm w formie współżycia ze swoją uczennicą i nie ma z tym problemów, to jak można nadal wierzyć w jego rygorystyczne przestrzeganie ustanowionego przez siebie kodeksu moralnego? A może żyjemy w czasach odrzucenia autorytetów, gdzie atrakcyjniej jest nie wierzyć w żadną szlachetność?

Postanowiono więc pójść na całość. Według Timma i Azzarello film superbohaterski dla dorosłych to taki, w którym bohaterowie znani od dzieciństwa są ludzcy. Innymi słowy: popełniają błędy, chowają urazy, targani są namiętnościami, ulegają chwili, której potem żałują i są przez to niekonsekwentni. Czy jest to wada? Zależy od predyspozycji widza i jego światopoglądu. Dla kogoś, kto jakimś cudem „Zabójczego Żartu” wcześniej nie czytał, historia wpływa w jakimś sensie na finał, odbierając mu po części uniwersalizm i wieloznaczność. Nie chodzi bowiem o przebaczenie, rozgrzeszenie czy nawet pojednanie, ale o zemstę, za którą gdzieś tam z tyłu stało jednak pożądanie. Na szczęście konstrukcja filmu wyraźnie oddziela prolog od całej reszty historii i w zasadzie o jego pierwszych 30 minutach można spokojnie zapomnieć. Jestem pewien, że w świadomości fanów i znawców tematu zostaną one odtrącone, niczym niechciany bękart, a na forach i grupach dyskusyjnych pojawią się rady w stylu „oglądaj od 27 minuty”. Nie ma w tym absolutnie cienia przesady – animowany „Zabójczy Żart” to w gruncie rzeczy dwa filmy. Ten, który ciebie w ogóle nie obchodzi i o którym zapominasz i ten, na który czekasz z zapartym tchem.

10

Gdy już nadchodzi czas na drugą połowę, nie ma czasu na ceregiele, a chorały anielskie śpiewają ku chwale: „alleluja!”. Tak dobrze bowiem przenieśli historię narysowaną przez Bollanda z jednego medium do drugiego. Mógłbym tutaj sypać banałami, że Mark Hamill kradnie show, że śmiech Kevina Conroya jest przerażająco smutny i gorzki, że mamy do czynienia z kinem intensywnym, zadającym niewygodne pytania, pozostawiającym widza ze świadomością spoglądającej na nas nicości. To wszystko jest prawdą. Oglądanie tego spektaklu śmierci było zajmujące i przerażające dla moich oczu, nawet jeśli animacja momentami utykała przez braki w detalach (czyżby cięcia budżetowe spowodowane klęską finansową „Batman v Superman”?). Z takim filmem o Batmanie jeszcze nie mieliśmy do czynienia i można w pełni zrozumieć, dlaczego „Zabójczy Żart” jest tak inny od większości komiksów o mieście Gotham. Zabiera te wszystkie znane nam koncepty i motywy na skraj przepaści, sprawdzając, czy się nie rozlecą w ostatniej chwili. Przejmująca jest to trwoga.

Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić w stosunku do drugiej, spektakularnej połowy filmu, to do faktu, że momentami… jest ona zbyt wierna. Zastanawiam się na przykład, dlaczego nie zrezygnowano z retrospekcji Jokera dotyczących jednej z alternatyw jego genezy? W filmie ta wersja wydarzeń jest ukazana jako najbliższa prawdy, a Batman staje się niejako ojcem chrzestnym w rytuale przemieniającym biednego komedianta w seryjnego mordercę i szaleńca. Z komiksu, jak wiemy, wynika coś zupełnie innego… I jeszcze to drugie zakończenie, ukazujące nowe życie Barbary, po tragedii. To także było do przewidzenia, ale może tak jest lepiej? Może w takich czasach jak te, gdzie niepokój jest tak namacalny, a życie w tak kruchy sposób może obrócić się w żart, takie przeobrażenia i emanacje siły są nam potrzebne? Że podnieść się można, o ile tego chcemy i mamy na to siłę? Można przez to dojść do niebywałego wniosku, że jednak ten nieszczęsny prolog po coś był.

11

 

Autorem recenzji jest Michał Chudoliński. Więcej o nim dowiecie się tutaj.

Korekta: Jakub Michalik.

 

Polecamy: ‚Batman: The Killing Joke’ is the darkest superhero story there is w amerykańskiej edycji Business Insider.

 

„Batman: The Killing Joke”

Reżyseria: Jay Oliva

Scenariusz: Brian Azzarello

Obsada: Kevin Conroy, Mark Hamill, Tara Strong, Ray Wise, John DiMaggio

Muzyka: Kristopher Carter, Michael McCuistion, Lolita Ritmanis

Producent: Bruce Timm, Alan Burnett, Sam Register

Rok produkcji: 2016

Czas trwania filmu: 76 minut

11 (1)

[Suma głosów: 18, Średnia: 2.9]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *