WKKDC: Zagłada Gotham

PRZYSZŁA NA GOTHAM ZAGŁADA

Jeśli chodzi o klasycznych bohaterów komiksowych, to nikt tak bardzo nie czerpał nigdy z wiktoriańskiej sztuki i klasyki literackiego horroru jak Batman. Nasz bohater, jakby ucieleśnienie wampira (tylko bez jego krwiożerczych cech), jest przede wszystkim zamaskowaną wersją Sherlocka Holmesa, a jego świat zaludniają często postacie z angielskich rymowanek (Salomon Grundy) czy literatury (Two-Face / Doktor Jekyll i pan Hyde). Nie zapomniano także o sięgnięciu do dorobku jednego z najważniejszych autorów grozy w historii – H. P. Lovecrafta. To od niego zaczerpnięto choćby nazwę Arkham, którą obdarowano azyl dla obłąkanych psychicznie przestępców. Ale jeszcze dalej posunięto się w albumie Zagłada Gotham, który już samym tytułem odwołuje się do Zagłady Sarnathu, przenosząc na gothamski grunt mitologię Cthulhu pomieszaną z paranormalnymi elementami uniwersum DC Comics. I trzeba przyznać, że twórcom (wśród których znalazł się „ojciec” Hellboya, Mike Mignola) eksperyment ten udał się naprawdę znakomicie.

„Ten, który tropi i zniewala na wieki, poza czasem i przestrzenią. Który płynął pod gwiazdami, kiedy Ziemia była jeszcze młoda. Ten, który składał ohydny skrzek w morzach, a na lądy zsyłał plagi. Biada ludzkości, kiedy on powróci.”

Jest rok 1928. Młody Bruce Wayne, poszukiwacz przygód, który po śmierci swoich rodziców, zamordowanych przez szaleńca, opuścił Gotham, dociera na Antarktydę, gdzie odnajduje niedobitki ekspedycji Cobblepota. Towarzyszą Wayne’owi Alfred Pennyworth, Dick Grayson, Jason Todd i Tim Drake. To, co jednak zastają na miejscu, z miejsca budzi w Bruce’ie strach. Oszalały człowiek, który choć jest martwy, nadal żyje, z mozołem próbujący uwolnić z lodu przedwieczne stworzenie mogące sprowadzić zagładę na świat, przeraziłby każdego. Wayne wysadza znalezisko, ale to nie kończy koszmaru. Szept, który słyszy tylko on, ostrzega, że „to” nadchodzi. Wyprawa powraca do Gotham – w którym Bruce i jego towarzysze nie byli od dwudziestu lat – jednak i tu, w skorumpowanym, pełnym zła mieście, zaczynają dziać się coraz dziwniejsze rzeczy; a już wkrótce – jak ostrzega go tajemniczy pan Blood – Wayne będzie musiał zmierzyć się z grzechami swojego ojca i ocalić je. Za cenę swojego życia. Bruce zaczyna więc działać na ulicach Gotham, przebrany w strój nietoperza, zmagając się z wyzwaniem, którego nie jest w stanie w pełni zrozumieć…

Linia wydawnicza Elseworld już nieraz pokazała nam Batmana w najróżniejszych realiach, czy to historycznych, czy gatunkowych. Mierzył się z klasycznymi stworami, jak choćby Draculą (znakomity Batman: Red Rain), czy odnajdywał w czasach hitlerowskich Niemiec (doskonały dodatek do albumu Batman: Rok setny). Toteż – jak więc na takim tle można było jeszcze stworzyć coś równie udanego? Szczególnie, że Mike Mignola i Richard Pace chcieli powielić doskonale znane wszystkim motywy. A jednak. Obydwaj scenarzyści podjęli się napisania na nowo losów Batmana, osadzając je w Lovecraftowskich realiach. Wprawdzie niezbyt odległych w czasie, bo ledwie dekadę wcześniejszych od jego komiksowego debiutu, ale znajdujących się na zupełnie innym biegunie pod względem klimatu. Nawet sceneria, choć mamy mroczne, brudne miasto o strzelistych budynkach, gdzie wieżowce rodem z retrofuturystycznych wizji sąsiadują z gotyckimi domostwami, uległa transformacji. Bliżej Zagładzie Gotham do wiktoriańskiego Gotham w świetle lamp gazowych, niż opowieściom o nim ze Złotej Ery, i taka zmiana otoczenia znakomicie wpływa na całość, budując duszny klimat – na równi z zagadką i tajemniczymi zdarzeniami, których nie brakuje właściwie ani przez chwilę.

Wprawdzie już sama zagadka i fabuła są interesujące (owszem, każdy wie, do czego to wszystko prowadzi, ale jest z tym, jak z oglądaniem horrorów – przecież niczym nas nie zaskoczą, a wciąż wzbudzają ciekawość), ale największą przyjemność daje czytelnikowi odkrywanie doskonale znanych mu motywów przepuszczonych przez filtr nowej rzeczywistości. Chodzi tu zarówno o te wzięte z uniwersum Batmana (szczególnie z genialnego Roku Pierwszego Millera), a nawet szerzej: DC – mamy tu choćby Olivera Queena jako myśliwego; jak i z mitologii Cthulhu. Niektóre z nich są wyłożone dość łopatologicznie, jak na przykład tytuły tekstów Lovecrafta, służące jako wypowiedzi bohaterów, ale wszystkie sprawiają czytelnikom wiele radości. Cobblepot jako szaleniec biegający nago po Antarktydzie i utożsamiający się z pingwinami; moneta Two-Face’a będąca nie symbolem jego zwyrodniałego ojca, który przejmuje kontrolę nad życiem chorego psychicznie prokuratora, a odzwierciedleniem Gotham i kampanii wyborczej Denta; jaskinia/piwnica na wina; nietoperze, tak bardzo determinujące życie Wayne’a, że nawet po powrocie do domostwa Bruce znajduje w nim zwłoki specjalisty od tych stworzeń… Podobne rzeczy można by wymieniać długo, najlepiej jednak poznawać je osobiście, a jest co.

Strona graficzna? Najłatwiej byłoby ją porównać do próby połączenia charakterystycznej kreski Paula Pope’a (Batman: Rok setny) z cieniowaniem w stylu Mike’a Mignoli. Przypomina to nieco prace Duncana Fegredo z Hellboya, gdy ten próbował naśladować styl Mignoli, nadając mu jednak własną, czasem wręcz mangową dynamikę. Oczywiście, kreska w Zagładzie Gotham (czy jak należałoby przełożyć ten tytuł: Przyszła na Gotham zagłada) nie jest tak znakomita, jak wspomnianych artystów, bo Troy Nixey ma pewne problemy z rysowaniem twarzy, gdy nie ozdabia ich dużą ilością cieni, ale jednocześnie buduje znakomity, mroczny klimat komiksu. Całość uzupełnia świetny kolor Dave’a Stewarta, jednego z najlepszych kolorystów w branży: stonowany, prosty, ale nastrojowy. Zresztą cała strona graficzna Zagłady Gotham w dość sentymentalny sposób przypomniała mi stare Batmany od TM-Semic, z niezapomnianym udziałem Mike’a Mignoli. Gdybym wtedy przeczytał Zagładę Gotham, pewnie z miejsca trafiłaby na listę moich ulubionych albumów, do których stale bym powracał. Mając już jednak za sobą kilka tysięcy przeczytanych komiksów, do wszystkiego podchodzę nieco inaczej, ale to i tak kawał znakomitej opowieści graficznej. Jednej z najlepszych, jakie dotychczas wydano w ramach WKKDC. Uzupełniona o całkiem niezły debiut Etrigana w opowieści Jacka Kirby’ego, utrzymanej w klimacie arturiańskich legend oraz czarno-biały short twórców głównej historii.

Jednocześnie to jedna z ciekawszych elseworldowych opowieści o Batmanie na naszym rynku. Wydana już wprawdzie przed laty w Polsce (jak znaczna część tomów WKKDC), ale jeśli nie mieliście wcześniej okazji jej przeczytać, teraz możecie to nadrobić. Naprawdę warto, zwłaszcza jeśli lubicie prozę Lovecrafta.

Autorem artykułu jest Michał Lipka. Rocznik 88. Z komiksów nigdy nie wyrósł, choć pasjami czyta powieści i sam także stara się pisać. Ma na koncie kilka publikacji, scenariusz komiksowy też zdarzyło mu się popełnić, ostatnio jednak przede wszystkim skupia się na recenzjach i publicystyce, pisanych m.in. dla prowadzonego przez siebie bloga Książkarnię.

Korekta: Aleksandra Wucka.

Dziękujemy Eaglemoss za udostępnione egzemplarze recenzenckie z Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics.

Tytuł: Batman: Zagłada Gotham

Scenariusz: Mike Mignola, Richard Pace

Rysunki: Troy Nixey

Okładka: Mike Mignola

Wydawca: Eaglemoss

Data wydania: 2017

Liczba stron: 192

Format: 17,5 x 26,2 cm

Oprawa: twarda

Druk: kolor

Cena: 39.99zł

[Suma głosów: 3, Średnia: 3.7]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *