WKKDC: Śmierć Supermana

THE MAN WITHOUT TOMMOROW

 

Na pewno każdy z Was posiada komiks, który nie jest dobrą opowieścią, ba, jego kicz aż bije po oczach, a jednak należy do Waszych ulubieńców. Mylę się? Na moich półkach stoi kilka takich albumów, ale Śmierć Supermana zajmuje wśród nich szczególne miejsce; i to wcale nie dlatego, że w moich oczach stanowi ich kwintesencję. Przede wszystkim bowiem historia o tym, jak Człowiek Jutra, przynajmniej na chwilę, przestał jakiekolwiek jutro posiadać, to komiks ważny dla historii tego medium i przy okazji kolejny dowód na to, że dzieło przełomowe wcale nie musi być szczególnie dobre. A jednak i tak jest to rzecz, do której chce się wracać, nawet jeśli nie należycie do czytelników mogących pochwalić się masochistycznymi skłonnościami.

Całość jest tak prosta, jak jej tytuł, i to zarówno pod względem samego pomysłu, jego wykonania, poprowadzenia akcji, jak i wreszcie psychologii postaci. Śmierć Supermana to nic innego, jak trwająca cały tom jedna wielka demolka, którą urządzają zmagający się ze sobą Człowiek ze Stali i Doomsday, zakończona (nie będzie to przecież żadnym spoilerem), śmiercią tego pierwszego. Dla tych, którzy jeszcze nie znają wyniku tego starcia, nie będę zdradzał losu drugiego z nich. Ale po kolei.

Po walce ze Światem Wojny, wielu kosmitów ukrywa się  podziemiach Metropolis. Badająca sprawę Lois Lane wpada w tarapaty. Gdy ona i Superman zmagają się z tym problemem, gdzieś indziej ze swojego podziemnego więzienia uwalnia się tajemnicza postać, Doomsday. Choć może na to nie wygląda, będzie najpotężniejszym przeciwnikiem, z jakim Człowiek ze Stali kiedykolwiek się mierzył. Gdy rozpoczyna się jego marsz zagłady, zarówno obrońca Metropolis, jak i Liga Sprawiedliwości przekonają się, że tym razem spotkali wcielenie czystego zła, które w życiu ma tylko jeden cel – niszczyć, i nic nie jest w stanie go przed tym powstrzymać…

Śmierć Supermana jest jak większość mainstreamowych komiksów z lat 90., naiwna, trochę kiczowata, pozbawiona większej głębi… Ot widowiskowa rozrywka, w której dzieje się może i dużo, ale treści jest niewiele, a przy okazji sporo tu błędów (ponieważ różnymi zeszytami zajmowali się różni rysownicy, a te wychodziły w zbliżonym terminie, uszkodzenia stroju Supermana itd. to znikają, to pojawiają się). A jednak wciąż czyta się to nieźle, i wciąż należy pamiętać, jak wiele zmienił ten komiks. Konkurencyjny wydawca, Marvel, w roku 1973 złamał niepisaną zasadę, że nie uśmierca się ukochanych i najbliższych głównych bohaterów. DC, dwadzieścia lat później Śmiercią Supermana właśnie, posunęło się dalej i pokazało, że można jednak uśmiercić także i tytułową postać. Nie definitywnie, to prawda – choć i takich prób przez laty było wiele – ale jednak. Sukces komercyjny tego eventu sprawił, że zaczęto na potęgę zabijać, a co ważniejsze ożywiać bohaterów, co wcześniej (z drobnymi wyjątkami, jak np. Lobo) praktycznie nie miało miejsca. DC robiło to w sposób powściągliwy i bardziej konsekwentny, bo kiedy np. życie stracił Green Arrow, martwy pozostawał przez kolejne niemalże 6 lat, Marvel zaś, podobnie jak z eventów, zrobił z tego stały element wydawanych przez siebie komiksów. A wszystko zaczęło się od tego właśnie albumu – i od żartu, który doprowadził do jego powstania.

Kiedy w roku 1992 trwały prace nad serialem Nowe Przygody Supermana, jego twórcy wpadli na pomysł by doprowadzić w nim do ślubu Clarka i Lois. Los chciał, że to samo planowali też scenarzyści komiksowi. Pomiędzy obiema grupami doszło do ugody i w obu mediach węzeł małżeński miał zostać zawiązany w podobnym czasie. Długo planowany wątek musiał zostać zatem odłożony na bok, a twórcy komiksowi stanęli przed wyzwaniem wymyślenia czegoś na ostatnią chwilę. I to czegoś naprawdę epickiego – w końcu seria Superman obchodziła jubileusz 75 numerów, a The Adventures of Superman 500. To wtedy Jerry Ordway zażartował, że powinni zabić Supermana, a pomysł się przyjął. Wątek z walką Człowieka ze Stali z Doomsdayem, jego pogrzeb, a potem pojawienie się czterech nowych Supermanów w Rządach Supermanów i wreszcie powrót zajęły rok. Wymyślona naprędce opowieść zastępcza okazała się nie tylko wielkim hitem i przeszła potem do historii komiksu, ale także, nie ma się co oszukiwać, przyćmiła historię, którą zastąpiła. Uśmiercenie Supera stało się zaś jego prawdziwym odrodzeniem, a nieradzące sobie najlepiej na rynku tytuły z jego przygodami, tak jak on, znów wróciły na szczyty.

Z okazji ćwierćwiecza premiery Śmierci Supermana w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics ukazało się pierwsze polskie zbiorcze wydanie całości. Wcześniej, bo jeszcze w roku 1995, czytelnicy znad Wisły mieli okazję czytać ową fabułę w zeszytach od TM-Semic, ale od tamtej pory nikt nie pokusił się o wznowienie całości. A przecież jest to rzecz, która znaleźć powinna się na półce każdego miłośnika historii graficznych. Trochę więc szkoda, że w WKKDC nie dostaniemy Rządów Supermanów, opowieści lepszej od Śmierci i wciąż robiącej duże wrażenie, ale cóż, trzeba cieszyć się tym, co mamy.

Oczywiście fabuła tu zaprezentowana, co zresztą już pisałem, jest prosta. Jest też naiwna, ma w sobie sporo kiczu, ale zarazem i oldchoolowego uroku. Każdy czytelnik, który wychował się na zeszytówkach z lat 90., z sentymentem zagłębi się w album – czy wcześniej go czytał, czy też nie. Poza tym to niezła, klasyczna w swym brzmieniu opowieść o Człowieku ze Stali, pierwszym i największym z ziemskich herosów, który gotów jest nawet oddać życie, byle obronić bliskich, swoje ukochane miasto i planetę, która stała się jego domem. Może i robi to z patosem, ale jest w tym też pewna siła. I intrygująca tajemnica, bo nie dostajemy tu żadnych odpowiedzi na pytania o pochodzenie i istotę Doomsdaya – chyba że wczytamy się w dodatki, które i tak nie mówią nam wszystkiego.

Za to jeśli chodzi o stronę graficzną Śmierci chyba nie można mieć do niej większych zarzutów. Owszem, są tu błędu pokroju wspomnianych znikających uszkodzeń stroju czy urazów, ale wynikają one z faktu, że różni rysownicy pracowali nad poszczególnymi etapami opowieści niezależnie od siebie. Zaszwankowało więc zgranie wszystkiego przez redaktorów – w końcu całość powstawała w pośpiechu – ale nie same ilustracje. Kreska jest klasyczna, czysta i nastrojowa, nie brak w niej też realizmu i detali, a pozbawiony komputerowych fajerwerków kolor (tu jednak w porównaniu z miękkookładkowymi wydaniami zbiorczymi DC wydaje się on odrobinę wyblakły) dobrze uzupełnia całość. Oglądanie komiksu, w tym finałowej walki rozrysowanej na splashpage’ach i dwustronicowych rozkładówkach, to czysta przyjemność dla miłośników dobrej akcji i walk ciągnących się przez kilkadziesiąt stron.

Szkoda jednak, że w dodatkach nie wrzucono choćby miniaturek oryginalnych okładek, bo te nie dość, że są znakomite to i stanowią integralną, jak dla mnie, część całej opowieści. Zamiast tego mamy tradycyjnie kilka słów na temat samej historii, jej twórców, wcześniejszych wydarzeń itd. Jest też kopia limitowanych znaczków i opaski na rękę przygotowanych z okazji Śmierci Supermana oraz klasyczny 21 zeszyt Supermana z 1943 roku, gdzie tytułowy bohater po raz pierwszy udaje swoją śmierć. Wydarzenie to odbija się głośnym echem w prasie, stając się ciekawą przepowiednią tego, co miało nadejść, bo kiedy Człowiek ze Stali umierał w latach 90., komentowano to szeroko właśnie w rzeczywistych mediach.

Jak więc można przegapić taką opowieść? Nawet jeśli daleko jej do bycia świetnym komiksem. Kto nie zna, niech koniecznie przeczyta, kto zna, niech odświeży sobie całość. Łezka sentymentu niejednemu zakręci się w oku, niejeden też zakocha się w tym komiksie, a pozostali… Cóż, i tak będą mogli cieszyć się z przeczytania takiej legendy.

Autorem artykułu jest Michał Lipka. Rocznik 88. Z komiksów nigdy nie wyrósł, choć pasjami czyta powieści i sam także stara się pisać. Ma na koncie kilka publikacji, scenariusz komiksowy też zdarzyło mu się popełnić, ostatnio jednak przede wszystkim skupia się na recenzjach i publicystyce, pisanych m.in. dla prowadzonego przez siebie bloga Książkarnię.

Dziękujemy Eaglemoss za udostępnione egzemplarze recenzenckie z Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics.

Tytuł: Śmierć Supermana

Scenariusz: Dan Jurgens, Jerry Ordway, Louise Simonson, Roger Stern

Rysunki: Jon Bogdanove, Tom Grummett, Jackson Guice, Dan Jurgens

Okładka: Dan Jurgens, Brett Breeding

Wydawca: Eaglemoss

Data wydania: 2017

Liczba stron: 192

Format: 17,5 x 26,2 cm

Oprawa: twarda

Druk: kolor

Cena: 39.99zł

[Suma głosów: 3, Średnia: 4.7]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *