WKKDC: Robin. Rok pierwszy

PIERWSZY TEENAGE SIDEKICK

 

Jedną z inspiracji dla postaci Batmana był Sherlock Holmes, dlatego też prędzej czy później twórcom Mrocznego Rycerza musiał przyjść do głowy pomysł ze znalezieniem dla niego kogoś na kształt dr. Watsona. I tak, ledwie rok po debiucie Człowieka Nietoperza na łamach Detective Comics pojawił się on – Robin. Od tamtej pory, kwietnia roku 1940, wielu różnych bohaterów (i bohaterek także) nosiło to miano, podobnie jak i wielu twórców opowiadało o ich losach. Album Robin: Rok pierwszy wydany w ramach WKKDC może i jest niepozorny i wygląda jak kolejne dzieło odcinające kuponiki od kultowego animowanego serialu, ale to kawał dobrego komiksu. O wiele lepszego np. od niezbyt udanych prób Franka Millera z jego niedokończonej serii Batman i Robin: Cudowny chłopiec, ciekawie (choć nie do końca spójnie, ale o tym niżej) podejmującego wątki z Mrocznego zwycięstwa.

Nie tylko Batman może dostarczyć bandytom ekstremalnych przeżyć. Kiedy w więzieniu niejakiego pana Minette odwiedza jeden z ludzi Two-Face’a, by poznać szczegóły złapania go przez Batmana, okazuje się, że cała sytuacja wyglądała zupełnie inaczej, niż ktokolwiek mógłby sądzić. To nie Mroczny Rycerz rozbił całą grupę przestępczą, a jego pomocnik. Jeden jedyny chłopiec w kolorowym wdzianku. Robin. Nastoletni pomocnik Człowiek Nietoperza. Wciąż jeszcze niedoświadczony, ale pełen zapału i talentu, stawia czoła kolejnym wrogom swego mentora, zwracając na siebie coraz większą uwagę Two-Face’a….

Robin był jednym z pierwszych pomocników komiksowych bohaterów w historii. Wyprzedził do co prawda Wing, sidekick Crimson Avengera, jednak to właśnie nasz mały Drozd stał się pierwszym w dziejach nastoletnim przedstawicielem tej grupy, a co za tym idzie także wzorem dla rzeszy tego typu postaci. Jego pojawienie się miało jeszcze jeden cel – złagodzić odrobinę mroczny ton opowieści o Człowieku Nietoperzu, a co za tym idzie przyciągnąć młodszych czytelników. W skrócie: standard. Bo o co może chodzić w jakimkolwiek biznesie, jeśli nie o pieniądze? Tym razem twórcom się to udało (najlepiej świadczy o tym fakt, że sprzedaż serii wzrosła podobno dwukrotnie), Robin z miejsca stał się wielkim sukcesem, a to wywołało tradycyjną falę naśladownictw.

Robin: Rok pierwszy, jak sam tytuł wskazuje, to powrót do początków działalności tytułowego bohatera i jednocześnie wpasowanie ich w ramy zarysowane przez Franka Millera w jego Batmanie: Roku pierwszym, a potem sukcesywnie rozbudowywane przez kolejnych artystów, choćby w Mrocznym zwycięstwie, gdzie na nowo pokazano genezę pomocnika Mrocznego Rycerza. Niniejszy album jest w pewnym sensie rozwinięciem tego ostatniego – w pewnym sensie, bo Robin: Rok pierwszy zaczął ukazywać się jeszcze przed zakończeniem Zwycięstwa, co doprowadziło do pewnych rozbieżności fabularnych. Widać to w szczególności w przypadku historii Two-Face’a. Czy to przeszkadza? Razi? Drażni? Czytelnicy komiksów już chyba przyzwyczaili się do niezgodności w tego typu dziełach, więc nie powinno stanowić to większego problemu.

Tym bardziej, że całość jest po prostu świetna. Chuck Dixon, ten sam, któremu zawdzięczamy współtworzenie wielu legendarnych opowieści o Batmanie, w tym Knightfalla, wraz z pomocą Scotta Beatty’ego, autora wszelkiej maści przewodników po komiksach i bohaterach, stworzył naprawdę znakomitą fabułę. Rok pierwszy bowiem nie opowiada tylko o kolejnych przygodach Cudownego Chłopca, ale przy okazji rozważa ich konsekwencje i pyta o sens wciągania do krucjaty nawet dobrze wyszkolonego dziecka. Zagadnienie to poruszano już w Mrocznym zwycięstwie, tu autorzy kontynuują cały wątek, z udanym zresztą skutkiem. Bardziej interesuje ich nie pokazywanie następnych starć i odtwarzanie po raz kolejny doskonale znanych wszystkim opowieści, a na wzajemnych relacjach Batman-Robin-Alfred, co wyszło całości na dobre.

Nieco gorzej jest z szatą graficzną, bo choć Javier Pulido i Marcos Martin starali się w pewnym stopniu połączyć swoje style z tym, co w Długim Halloween i Mrocznym zwycięstwie pokazał Tim Sale, nie wyszło im to tak dobrze, jakby tego chcieli. Kreska jest tu raczej prosta, dość cartoonowa, czasem mroczna, czasem barwna (aż nazbyt), niemniej swój urok ma, choć głównie przyciągnie ona młodych czytelników. Gdyby kolor położył tutaj np. Matt Holingsworth, który w Hawkeye’u pokazał jak dobrze uzupełnić prace Pulido, efekt byłby pewnie lepszy, ale wbrew pozorom i tak nie jest wcale źle. Brak komputerowych fajerwerków i prostota sprawiają, że całość ogląda się przyjemnie, choć bliżej jej do kultowego serialu animowanego z Batmanem, niż dzieł Sale’a.

Standardowo nie zawodzi wydanie, bo w ręce czytelników trafia gruby album, pozbawiony tym razem galerii (okładki służą za przerywniki między kolejnymi zeszytami, co osobiście wolę od ich samodzielnej publikacji na końcu) za to tradycyjnie uzupełniony o klasyczny zeszyt. Co tym razem znajduje się w bonusie, łatwo się domyślić – debiut Robina w 38 numerze Detective Comics z 1940 roku. W skrócie: warto, choć, jak wiele innych tytułów z WKKDC album nie wydaje się zbyt oczywistym wyborem do takiej kolekcji. Swego czasu odniósł jednak spory sukces i dał początek dwóm podobnym opowieściom – ­Batgirl: Rok pierwszy (będzie w kolejnych tomach WKKDC) oraz Nightwing: Year One.

Autorem artykułu jest Michał Lipka. Rocznik 88. Z komiksów nigdy nie wyrósł, choć pasjami czyta powieści i sam także stara się pisać. Ma na koncie kilka publikacji, scenariusz komiksowy też zdarzyło mu się popełnić, ostatnio jednak przede wszystkim skupia się na recenzjach i publicystyce, pisanych m.in. dla prowadzonego przez siebie bloga Książkarnię.

Dziękujemy Eaglemoss za udostępnione egzemplarze recenzenckie z Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics.

Tytuł: Robin: Rok pierwszy

Scenariusz: Chuck Dixon i Scott Beatty

Rysunki: Javier Pulido, Marcos Martin

Okładka: Javier Pulido

Wydawca: Eaglemoss

Data wydania: 2017

Liczba stron: 224

Format: 17,5 x 26,2 cm

Oprawa: twarda

Druk: kolor

Cena: 39.99zł

[Suma głosów: 3, Średnia: 5]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *