WKKDC: Lex Luthor. Człowiek ze stali

OJCIEC CHRZESTNY

Choć Internet, a także i branżowa prasa, pełne są najróżniejszych rankingów komiksowych bad-assów, a czytelników często przyciąga pojawienie się ich – czy to na stronach zeszytów, czy też na filmowej taśmie – złoczyńcy nie mają szczęścia do samodzielnych opowieści. Bo ilu z nich doczekało się własnej miniserii, (nie wspominając już o serii)? Catwoman? Trudno ją do końca nazywać tą złą; Lobo tym bardziej – to w końcu czołowy antybohater DC; Harley Quinn? Suicide Squad? Też nie najlepiej pasują do tego wzorca. Są jednak albumy takie jak Lex Luthor: Człowiek ze stali, które nie tylko wpasowują się w tę rynkową lukę, ale także doskonale sprawdzają się po prostu jako dobry komiks.

Superman i Lex Luthor – dwaj odwieczni wrogowie, którzy jednocześnie doskonale się uzupełniają. Ten pierwszy przybył, z ginącej planety Krypton, na Ziemię, gdzie odkrył, że posiada niezwykłe moce i stał się obrońcą ludzkości (równocześnie podejmując pracę reportera w dzienniku Metropolis, Daily Planet). Ten drugi to biznesmen i przedsiębiorca, który nieoficjalnie kontroluje całe miasto. Metropolis zawdzięcza jemu właściwie wszystko – włącznie z niezwykłymi odkryciami naukowymi. Luthor cieszy się więc wielkim szacunkiem, nawet tych malutkich pracowników, na których nikt nie zwraca uwagi, a których to właśnie on potrafi dostrzec i odpowiednio nagrodzić. To oczywiście tylko jedna strona jego osoby – wizerunek publiczny, za jakim skrywa się bezlitosny człowiek pragnący władzy i dla jej zdobycia (oraz utrzymania) gotowy niemalże wszystko. Dlatego też nie podobają mu się działania Supermana, którego uważa za zagrożenie dla wszystkiego, co jest Szczególnie, że jego jedynego nie może kontrolować…

Luthor w wykonaniu Briana Azzarello to taki komiksowy odpowiednik Ojca Chrzestnego z powieści i filmu o tym samym tytule. Vito Corleone wprawdzie nie ukrywał swojej gangsterskiej profesji, wręcz przeciwnie, natomiast Lex działa przede wszystkim jako szanowany przedsiębiorca, ale na tym różnice się kończą. Obaj są na pozór dobrotliwymi ludźmi, obaj cieszą się wielkim uznaniem i obaj pomagają tym, którzy przyjdą do nich z pomocą. Obydwaj też, pod tą fasadą, skrywają coś zupełnie przeciwnego, ale kryją się z tym tak dobrze, i tak doskonale równoważą (a raczej przeważają) ten mrok dobrymi czynami, choćby robionymi tylko na pokaz, że wszystko inne traci na znaczeniu w oczach ludzi.

Pod tym względem Luthor przypomina także Supermana. Dla Lexa heros odziany w niebieski kostium z czerwoną peleryną i wielkim „S” na piersi to po prostu kosmita, burzący ład i odmieniający to, co powinno się toczyć swoimi torami. Jednak ludzie zapomnieli o tym; traktują Supermana jak członka rodziny, choć mają świadomość, że przybysz z Kryptonu posiada moce, którymi mógłby zagrozić istnieniu każdego, gdyby tylko zechciał. Lex dostrzega w superherosie jednak ogrom zagrożenia; choć nie potrafi wzbić się ponad własną niechęć, trudno odmówić mu racji.

I na tym właśnie Azzarello buduje swoją opowieść – na ludzkich odczuciach i emocjach, które leżą u podstaw wzajemnej nienawiści dwóch postaci z Metropolis. Scenarzysta stara się stworzyć przekonujący obraz Luthora, psychologicznie prawdopodobnego i wcale nieoczywistego przeciwnika, który działa w białych rękawiczkach. Bohatera mającego swoje słabości i dobre cechy, żyjącego w brudnym, choć lśniącym bogactwem świecie, i próbującego podtrzymać to, do czego przywykł, mimo iż wszystko rozpada się na jego oczach. Superman w tej historii pojawia się tylko na kilka chwil, co jeszcze bardziej podkreśla to wszystko, co o Luthorze chce nam powiedzieć Azzarello (tym samym wchodząc w ciekawy dialog z historią Superman: Człowiek ze stali – klasykiem Johna Byrne’a z 1986 roku).

W tym wszystkim pomaga mu znakomita szata graficzna w wykonaniu Lee Bermejo, z którym stworzył Batman/Deathblow: After the Fire, a w trzy lata po wydaniu Luthora, zaprezentował światu Jokera, album będący ideową kontynuacją Człowieka ze stali. Jego realistyczna, brudna i często eksperymentująca z konwencją, ale zawsze w ramach jasno określonego stylu, kreska doskonale uzupełnia scenariusz Azzarello. Do tego dochodzą rewelacyjne kolory Dave’a Stewarta, który po raz kolejny pokazał, że jest jednym z najlepszych kolorystów w branży. Ponadto wydanie, w ramach WKKDC, kończy charakterystyczny dla kolekcji dodatek w postaci klasycznego zeszytu ze Złotej Ery. Tym razem jest to 23 numer Action Comics z 1940 roku, w którym po raz pierwszy pojawia się Luthor. Obok przedruku mamy także galerię okładek i szkiców. Miłośnicy Supermana będą więc bardziej niż zadowoleni. Na taką genezę wzajemnych niechęci Człowiek ze Stali i Lex Luthor po prostu zasługiwali.

Autorem artykułu jest Michał Lipka. Rocznik 88. Z komiksów nigdy nie wyrósł, choć pasjami czyta powieści i sam także stara się pisać. Ma na koncie kilka publikacji, scenariusz komiksowy też zdarzyło mu się popełnić, ostatnio jednak przede wszystkim skupia się na recenzjach i publicystyce, pisanych m.in. dla prowadzonego przez siebie bloga Książkarnię.

Korekta: Aleksandra Wucka.

Dziękujemy Eaglemoss za udostępnione egzemplarze recenzenckie z Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics.

Tytuł: Lex Luthor: Człowiek ze stali

Scenariusz: Brian Azzarello

Rysunki: Lee Bermejo

Kolor: Dave Stewart

Okładka: Lee Bremejo

Wydawca: Eaglemoss

Data wydania: 2017

Liczba stron: 160

Format: 17,5 x 26,2 cm

Oprawa: twarda

Druk: kolor

Cena: 39.99zł

[Suma głosów: 2, Średnia: 3]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *