Wielka Kolekcja Komiksów DC Comics: Batman i syn

BATMAN, SYN I TRZY DUCHY

 

Tym albumem Grantowi Morrisonowi udała się rzecz prawie niemożliwa: stworzył opowieść, która uważana jest jednocześnie za jedną z najlepszych jak i najgorszych o Batmanie. Świadczą o tym wszelkie rankingi, jakich możecie znaleźć w sieci niezliczone ilości. I trzeba przyznać, że jest w tym sporo prawdy, ale z Morrisonem tak to już jest, od zawsze balansuje na granicy kiczu, tandety, wtórnych pomysłów pisanych pod publiczkę, efekciarstwa, a jednocześnie świeżości, głębi i pomysłowości (niestety, zbyt rzadko wykorzystywanych). Batman i syn, historia otwierająca run tego szkockiego scenarzysty, trwający z drobnymi przerwami dwa lata, od zeszytu #655 do #683, zawiera w sobie wszystko to, za co autora się kocha i nienawidzi.

Album zaczyna się rewelacyjnie. Batman walczy z Jokerem, Gordon pod wpływem toksyny tego drugiego niemal kończy martwy, a zamaskowany mściciel zostaje zmasakrowany i niewiele brakuje, by pożegnał się z życiem. Sięga więc po broń i strzela uśmiechniętemu psychopacie w głowę. Koniec? Przekroczona została granica, której heros nigdy nie powinien przekraczać? A może wydarzyło się tu coś zupełnie innego, skoro na miejscu pojawia się drugi Batman? Chociaż ostatecznie okazuje się, że to nie Człowiek Nietoperz splamił swoje ręce zabójstwem, w Gotham rozchodzi się plotka o jego brutalności, z tym że praktycznie nie ma już kto się jej bać. Wszyscy superprestepcy zostali wyeliminowani, a Bruce przekonuje się jakie życie czeka go, kiedy nie ma już praktycznie nic do roboty. Nie tak łatwo jest bowiem nie być Batmanem, tego trzeba się teraz nauczyć, a kiedy Robin wyjeżdża na wakacje, nuda wkrada się do życia. Czy jest coś, co może ją zabić? Na (nie?) szczęście pojawia się Talia Al-Ghul, jego dawna ukochana i córka jednego z największych wrogów. Czego chce od Wayne’a? Ponieważ sama zajęta jest przygotowaniami do zamachów terrorystycznych, podrzuca mu Damiana – nastolatka, który, jak twierdzi, jest jego synem! Czy aby na pewno? Tego Batman musi się dowiedzieć, niemniej to wydaje się najmniejszym z problemów, jakie powoduje obecna sytuacja. Wychowany przez asasynów Damian nie należy do grzecznych dzieci i chce za wszelką cenę udowodnić ojcu swoją wartość, a chce to osiągnąć poprzez zabijanie. Tak wrogów, jak i przyjaciół…

Grant Morrison zaczyna swoją opowieść od trzęsienia ziemi, jednak szybko zapomina o zasadzie, którą posługiwał się w swoich filmach Alfred Hitchcock – zamiast dalej skupić się na budowaniu jeszcze większego napięcia i emocji, przechodzi do akcji. I owszem, ta jest dynamiczna, czyta się ją szybko i przyjemnie, ale… Właśnie, logika w Batmanie i synu zaczyna szwankować dość szybko, Batman nawet nie stara się ukarać Damiana za morderstwo (to ma być przykładny stróż prawa z Gotham City, który ścigał ludzi za drobniejsze wykroczenia?), a to tylko jedna z rzeczy, które rzucają się w oczy w trakcie lektury.

Ale stworzoną przez Morrisona opowieść i tak czyta się lekko i przyjemnie. W końcu na stronach albumu dzieje się dużo, szybko i przyjemnie. Lepiej by więc było, gdyby losy Damiana przedstawić w ramach linii Elseworlds (dla niewtajemniczonych, imprint DC Comics, który przedstawia alternatywne wersje i losy bohaterów). Jest jednak, co jest – ani tak źle, jak uważają przeciwnicy tej opowieści, ani tak dobrze, jak mówią zwolennicy. To po prostu dobry komiks środka, ważny na dodatek ze względu na to, jakie miejsce obecnie zajmuje Damian. Szkoda więc, że ani w pierwszym wydaniu od Egmontu, które pojawiło się na naszym rynku lata temu (wtedy wyszły tylko cztery zeszyty głównej fabuły), ani teraz (choć tom wzbogacono o dwa zeszyty ciągu dalszego i jeden klasyczny), nie przedstawiono całości bardziej kompleksowo.

Co konkretnie mam na myśli? To, że nawet w tym wydaniu zabrakło jednego zeszytu, którego pominięcia zupełnie nie rozumiem. Oczywiście nie są to jedyne cięcia, widać, że pomiędzy Batmanem i synem a Trzema duchami Batmana, które się tu znalazły, był jeszcze pewien pomost, ale jego braku się nie odczuwa. Gorzej jest jednak w przypadku zeszytu #666, który kończy opowieść o trzech duchach. W niej Damian (jego imię nieprzypadkowo kojarzy się z Damienem z Omena), po śmierci Bruce’a, mierzy się z pewną zagadką i demonami, i ostatecznie rozwiązuje cały wątek. Bez tych dwudziestu stron Batman i syn wydaje się niepełny, choć na szczęście nie aż tak, by rzucało się to w oczy czytelnikom nieświadomym istnienia tego epilogu – epilogu, co warto nadmienić, zupełnie innego pod względem klimatu i treści (trzy szóstki w numeracji do czegoś zobowiązują).

Co więcej, zmieniłbym także dodatkowy klasyczny zeszyt, jaki pojawia się w tym tomie. Mamy tu bowiem debiut Talii z 1971 i sam w sobie jest ciekawy (choć najsłabszy z dotychczasowych bonusów w kolekcji), ale chyba lepiej pasowałby debiut Damiana z 1987. W połączeniu z 666 Batmanem powstałaby znakomita i kompleksowa opowieść. Ale mimo mojego sarkania, Batman i syn to wciąż naprawdę dobry komiks. Ma świetne momenty (echa Knightfall poplątane z opowieścią o Kubie Rozpruwaczu, choć brzmią osobliwie, wypadają świetnie), ma też gorsze, ale miłośnicy Nietoperza zdecydowanie powinni go poznać. Choćby tylko po to, by wyrobić sobie zdanie na jej temat.

Autorem artykułu jest Michał Lipka. Rocznik 88. Z komiksów nigdy nie wyrósł, choć pasjami czyta powieści i sam także stara się pisać. Ma na koncie kilka publikacji, scenariusz komiksowy też zdarzyło mu się popełnić, ostatnio jednak przede wszystkim skupia się na recenzjach i publicystyce, pisanych m.in. dla prowadzonego przez siebie bloga Książkarnię.

Korekta: Monika Banik.

Dziękujemy Eaglemoss za udostępnione egzemplarze recenzenckie z Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics.

Tytuł: Batman i syn

Scenariusz: Grant Morrison

Rysunki: Andy Kubert

Kolor: Dave Stewart, Guy Major

Okładka: Andy Kubert

Wydawca: Eaglemoss

Data wydania: 2016

Liczba stron: 176

Oprawa: twarda

Format: 17,5 x 26,2 cm

Druk: kolor

[Suma głosów: 2, Średnia: 5]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *