Superhero Therapy – Recenzja książki

Książka dr Janiny Scarlet to poradnik psychologiczny, który wbrew chwytliwemu tytułowi nie jest wcale niczym oryginalnym. Z drugiej jednak strony sama forma pomocy psychologicznej prezentowana w „Superhero Therapy” jest na tyle niszowa, że trafi tylko do bardzo ograniczonej grupy odbiorców. Być może właśnie w tym tkwi jej potencjał.

Dr Janina Scarlet jest terapeutką, która od lat pracuje z osobami borykającymi się z różnymi problemami psychicznymi. Od zespołu stresu pourazowego, przez ataki paniki, depresje, po różnego rodzaju zaburzenia osobowości. W trakcie swojej pracy zaczęła zauważać, że niektórzy klienci* dobrze reagują na metafory, które bliskie są ich zainteresowaniom – nierzadko wiązały się one z popkulturą. Działało to też w drugą stronę. Autorka „Superhero Therapy” dostrzegła, że postacie z komiksów, seriali czy gier obarczone są podobnymi problemami czy zaburzeniami, jak jej pacjenci. Jako że sama jest fanką popkultury, która borykała się między innymi z stresem pourazowym oraz przewlekłym bólem, tym łatwiej przyszło jej połączenie tych obu obserwacji w praktyczną propozycję.

Przykładem może być… sama książka. Jej struktura zbudowana jest dookoła pomysłu „Stań się superbohaterem”, co w tym wypadku jest rozumiane głównie jako uwolnienie się od problemów czy zaburzeń, a przynajmniej podjęcie z nimi walki, dokładnie tak, jak superbohaterowie walczą ze złoczyńcami. I tak depresja, lęk, złość czy wstyd są tutaj spersonifikowane, występują jako Potwory. Sama dr Scarlet jest przewodnikiem, nauczycielem w tej swego rodzaju „szkole”, natomiast  „uczniami” są fikcyjne postacie, obarczone zainspirowanymi rzeczywistością problemami. Postaci te, z racji praw autorskich, jedynie bazują na znanych bohaterach (są tutaj m.in. wypisz, wymaluj Doktor Who, czy trochę mniej dosłowna kopia Harry’ego Pottera). Przez taką formułę książka ta przeznaczona jest niemal tylko dla ludzi ze środowiska geeków. Autorka konsekwentnie trzyma się założenia, że to jest grupa docelowa. Nie tylko metafory są tutaj budowane na kanwie popkultury, ale też niektóre proponowane aktywności czy pojęcia są przeznaczone tylko dla osób, które interesują się komiksami czy grami. Oczywiście, można wyjść poza takie porównania i zrozumieć wszystko nie będąc geekiem, ale może to być trudne choćby dla osób starszych.

I tutaj, przyznam się, mam poważny problem. Wybranie grupy docelowej i stworzenie czegoś specjalnie dla niej to nic złego, ba, przez to poradnik może być bardziej przystępny dla nastolatków czy młodych dorosłych. Jednak nie da się ukryć, że w Polsce popkultura wciąż potrafi być infantylizowana – także przez jej odbiorców. Jednak to, że w „Superhero Therapy” tekstowi towarzyszą kolorowe obrazki z potworami i bohaterami w pelerynach, nie znaczy, że dr Scarlet się ogranicza. Porusza poważne problemy, od agresji po gwałt, poczucie winy i traumy. Nie jestem pewien, czy polski czytelnik nie poczuje przez to dysonansu. Być może będzie wręcz odwrotnie i stylistyka poradnika pozwoli czytelnikowi łatwiej oswoić się z jej treścią? Ciężko zawyrokować. Jednak wciąż pozostaje pytanie, czy treść jest na tyle merytoryczna, żeby w ogóle było warto?

Nie chcę jednoznacznie odpowiedzieć, że „tak”, ponieważ to wciąż tylko poradnik. Nie jest on odpowiedzią na każdy problem, stanowi raczej pewnego rodzaju wprowadzenie do tematyki samopomocy psychologicznej i jako taki powinien być traktowany. Korzystając z książkowej metafory, to raczej początek podróży na drodze do stania się superbohaterem. Prawdziwa zmiana najprawdopodobniej będzie się odbywać poza nią, przy wsparciu terapeuty bądź innej osoby, a nie kawałka makulatury. Niemniej, techniki proponowane przez dr Scarlet bazują na sprawdzonych metodach terapii i opisane są w przejrzysty sposób. Niewątpliwym plusem jest to, że autorka opisuje je jako możliwości, do niczego nie zmusza. Zachęca, ale też jasno podkreśla, że nie oferuje lekarstwa na wszystko.

Najważniejsze jest to, że dr Scarlet jest merytorycznie poprawna. Posługuje się przystępnym językiem, ale opisuje teorie, pojęcia i techniki wywodzące się głównie z terapii akceptacji i zaangażowania (ACT)**. Nie ma tutaj ani krzty pseudonaukowego bełkotu, choć do niektórych treści w „Superhero Therapy” należy podejść z dystansem. Mimo wszystko autorce książki najbliższe są tradycje poznawcze, co znaczy, że jej głównym (ale nie jedynym oczywiście) punktem zainteresowania są myśli i emocje. Czy to źle? I tak, i nie. Choć rzeczywiście część metod poznawczych, a więc właśnie takich, które (najogólniej rzecz mówiąc) celują w zmianę myślenia, jest bardzo skuteczna, nie zawsze będą one najlepszym rozwiązaniem. Między innymi dlatego książka sama w sobie nigdy nie będzie kompletna, bo przeczytanie jej, zrozumienie, a nawet rzeczywista zmiana myślenia to najczęściej początek, a za nimi musi iść zmiana zachowania. Wracając znowu do metafory, z książki nauczymy się wszystkiego o lataniu, ale żeby rzeczywiście wzbić się w przestworza niczym Superman, trzeba jak najbardziej „fizycznej” pracy. Piszę o tym, żeby potencjalnym czytelnikom dać do zrozumienia, że „Superhero Therapy” nie jest podręcznikiem psychoterapii od A do Z i nie każdy znajdzie tam wszystkie odpowiedzi, których szuka.

Dla kogo w ogóle przeznaczony jest ten poradnik? Dla geeków, to już ustaliliśmy. Ale czy tylko dla osób borykających się z jakąś trudnością w życiu? Niekoniecznie. Nie muszą to być tylko osoby przechodzące koszmarne traumy, niemogące wyjść z domu ze względu na lęk społeczny czy pogrążone w depresji. Rzecz jasna każdy doświadcza w jakimś momencie swojego życia trudnych sytuacji, ale „Superhero Therapy” trafi też do osób, które ostatni stres przeżywały w podstawówce i w danym momencie nie zmagają się z cierpieniem w żadnej postaci. Propozycje autorki pozwalają nie tylko „walczyć z Potworami”, ale też lepiej radzić sobie z codziennymi sytuacjami. To niewątpliwa zaleta, bo dzięki temu poradnik ma (potencjalnie) wartość choćby dla zmęczonych, żyjących w biegu pracowników korporacji czy chcących popracować nad prokrastynacją studentów. Etapowa struktura całego „programu” i bazujące na praktyce zawodowej techniki pozwalają właściwie każdemu w swoim tempie stawać się „superbohaterem” i dostosować potrzebne „moce” do swoich potrzeb.

Czego można się nauczyć czytając „Superhero Therapy”? Między innymi technik uważności, tego jak powstają niechciane myśli i jak można nad nimi pracować, a także jak zwrócić uwagę na swoje wartości i cele (i czemu są ważne). Rzecz jasna tego typu język i koncepcje stojące za nimi nie każdego przekonają. Ja sam jestem zdecydowanie bardziej konserwatywny w kwestii pomocy psychologicznej i psychoterapii, co nie zmienia faktu, że nie znalazłem tutaj treści jednoznacznie „oszukanych”, nieprawdziwych czy bzdurnych. Można się zgadzać lub nie zgadzać ze stojącymi za nimi teoriami czy mieć uwagi co do ich skuteczności bądź zasadności stosowania w danych wypadkach, ale nie ma przesłanek żeby sądzić, że któraś z nich może zaszkodzić. Wręcz jestem pewien, że dla niektórych osób „Superhero Therapy” może okazać się bardzo wartościową pozycją. Jej lektura może pomóc zrozumieć takiej osobie, co się z nią dzieje, jak sobie z tym do pewnego stopnia radzić i co robić dalej. Choć wcześniej wspominałem, że to tylko książka, ale przecież w trudnej chwili nie każdy będzie chciał lub mógł od razu udać się po profesjonalną pomoc lub znaleźć oparcie w kimś bliskim. Wtedy „Superhero Therapy” może udowodnić swoją wartość.

Reasumując, „Superhero Therapy” to dobrze napisany, prosty i dość przejrzysty poradnik głównie dla osób, które nie potrafią sobie poradzić z niektórymi trudnościami – od lęków po depresję. Niemniej – nie jest to pozycja dla każdego. Odradzałbym lekturę osobom, dla których metafory bazujące na superbohaterach wydają się infantylne – one tylko utrudnią lekturę. Reszta może skorzystać z wiedzy autorki, ale i o tym przekonają się niestety tylko Ci, którzy w miarę swobodnie czytają w języku angielskim, bo pozycja nie jest dostępna po polsku. Z punktu widzenia zarówno fana popkultury i osoby, dla której temat psychoterapii nie jest obcy, dostrzegam potencjał „Superhero Therapy”… ale z tyłu głowy wciąż kołacze mi się pytanie: „Czy nie można napisać dobrego poradnika z bardziej uniwersalnymi przykładami?”. Podejrzewam, że można, a nawet już napisano. Co nie znaczy, że nie warto choćby rozważyć sięgnięcia po książkę dr Scarlet.

 * Pojęcie „klienta” stosowane jest często zamiast słowa „pacjent” w odniesieniu do osób, które szukają pomocy psychologa czy psychoterapeuty. Pojęcie „pacjenta” związane jest bardziej z kontekstem klinicznym, a więc pacjentami szpitali czy osobami, które odwiedzają psychiatrę.

** Jest to uproszczenie, ponieważ w rzeczywistości autorka posługuje się teoriami poznawczymi i behawioralnymi, terminologią m.in. psychologii klinicznej, a metodami z ACT.

Autorem recenzji jest Paweł Kicman, absolwent psychologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, redaktor i edytor w serwisie Panteon.pl. Prowadzi bloga cotyniepowiesz.pl.

Korekta: Monika Banik.

Dziękujemy wydawnictwu Robinson (imprint Little Brown Book) oraz dr. Janinie Scarlet  za udostępnienie egzemplarza książki na potrzeby przygotowania niniejszego tekstu.

Warto przeczytać: Ty też jesteś superbohaterem – Rozmowa z dr. Janiną Scarlet (Miesięcznik „Charaktery”)

Tytuł oryginału: „Superhero Therapy: A Hero’s Journey Through Acceptance and Commitment Therapy”

Autorka: dr Janina Scarlet

Ilustracje: Wellinton Alves

Wydawca: Robinson

Data wydania: 2016 (w UK)

Objętość: 112

[Suma głosów: 4, Średnia: 5]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *