Nightwing. Blüdhaven (Rebirth)

Blüdhaven. Miasto niemal tak ważne dla Nightwinga jak Gotham dla Batmana, będące jednocześnie symbolem jego próby odnalezienia tożsamości i zdefiniowania samego siebie poza cieniem swojego mentora. Nic więc dziwnego w tym, że już drugi tom przygód Dicka Graysona po kolejnym reboocie uniwersum DC zabiera czytelników właśnie tam.

Po Nocy Ludzi Potworów i zmierzeniu się z Raptorem, Dick wyjeżdża do Blüdhaven zacząć od nowa, spróbować dojść do ładu sam ze sobą i jednocześnie poradzić sobie z traumą po odejściu Tima (co zostało opisane w Detective Comics). Choć wydaje się, że dość dobrze radzi sobie z własnymi lękami, to nie jest mu dane zaznać spokoju – bardzo szybko konfrontuje się z grupą złoczyńców, która przybyła do miasta z tego samego powodu co on. Okazuje się jednak, że kiedy oni chcą zerwać z przeszłością i zacząć w miarę uczciwe życie, to ktoś zaczyna wrabiać ich w zabójstwa – i to jest zagadka, którą Nightwing decyduje się rozwiązać.

Trzeba przyznać Seeleyowi, że całkiem zgrabnie dzieli czas między wątki osobiste Graysona i jego aktywność jako Nightwing oraz to, jak akcje tych dwóch tożsamości się przenikają. Scenarzysta jasno wskazuje: nie da się oddzielić jednego od drugiego, Dick nie może odstawić kostiumu na bok, a wybory (choćby w kwestii uczuć) jednego odbijają się także na drugiej połowie jego życia. Co więcej, jak w przypadku Batmana w Rebirth, mamy do czynienia z postacią raczej już ukształtowaną i posiadającą już status legendy, lecz Nightwing wciąż wydaje się dość chybotliwy i niepewny własnej wartości. Wizerunek ten tomy pierwszy i drugi jego przygód dość zgrabnie podkreślają – pomimo sporego już bagażu doświadczeń (choćby w agencji Spyral) Grayson dalej szuka przepisu na siebie i swoje działania.

Przeciętnie wypada natomiast fabuła. Choć zawiązanie akcji (i konfrontacja ze złoczyńcami-wyrzutkami) wypada dość śmiesznie i interesująco, a wprowadzenie sporej ilości dawnych (raczej drugorzędnych) przeciwników Nightwinga można odczytać jako smaczek dla fanów bohatera, to późniejszy przebieg wydarzeń i śledztwa, niestety, nie zaskakuje, także w kwestii tożsamości głównego złego. Równolegle prowadzony wątek romansowy Graysona jest równie nijaki – choć w dwóch-trzech kadrach ładnie pokazuje dynamikę związku, to trochę szkoda, że tak łatwo zamieciono pod dywan relację Dicka z Barbarą Gordon. Znamiennym wnioskiem po lekturze  jest również to, że najbardziej ekscytującym fabularnie elementem tego tomu jest zapowiedź wroga, który pojawi się w następnej części.

Z wszystkich głównych serii Rebirth, które czytam (Batman, Detective Comics, All-Star Batman), Nightwing wydaje się najwolniej rozpędzać i najmniej ingerować w główną postać. O ile jeszcze pierwszy tom był przynajmniej częściowo dynamiczną próbą zmiany statusu quo, tak Blüdhaven zwalnia i jakby dopiero próbuje określić ramy historii, w jakiej Nightwing będzie się poruszał. Po wybuchowym Graysonie to, póki co, jednak rozczarowanie.

Autorem powyższej recenzji jest Bartłomiej Łopatka – filolog francusko-angielski, fan fantastyki, Batmana, Gwiezdnych Wojen i Rona Swansona. W wolnych chwilach udaje, że jest programistą.

Korekta: Anna Ptaszyńska.

Serdeczne podziękowania dla księgarni internetowej Tania Książka za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Tytuł komiksu: Nightwing, tom 2. Blüdhaven

Scenariusz: Tim Seeley

Rysunki: Marcus To, Marcio Takara, Minkyu Jung

Okładka: Marcus To, Chris Sotomayor

Data wydania: kwiecień 2018

Data wydania oryginału: czerwiec 2017

Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz

Druk: kolor

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Format: 167×255 mm

Stron: 156

Cena: 39,99 zł

Wydawnictwo: Egmont

[Suma głosów: 0, Średnia: 0]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *