LEGION SAMOBÓJCÓW: PIEKIELNA MISJA

BEZ LITOŚCI, BEZ EMOCJI

Legion Samobójców” Davida Ayera z 2016 roku okazał się wyjątkowym rozczarowaniem. Jego twórcy nie tylko nie byli w stanie opowiedzieć spójnej, angażującej historii, ale przede wszystkim zabrakło im odwagi, aby nakręcić brutalny film akcji (z odrobiną czarnego humoru). Tak właśnie powinna wyglądać ekranizacja serii komiksowej o drużynie łotrów zmuszonych do wykonywania ściśle tajnych, samobójczych misji. „Legion Samobójców: Piekielna misja” miał potencjał, aby być lepszy od kinowej wersji przygód Task Force X. Jako film animowany dla dorosłych wydany prosto na DVD, nieskrępowany budżetem i cenzurą, mógł opowiedzieć znacznie odważniejszą i brutalniejszą historię. Niestety, pomimo większej dawki przemocy, erotyki i wulgaryzmów, ostateczny rezultat jest ponownie rozczarowujący z tego samego powodu – braku ciekawej historii.

Amanda Waller wysyła Task Force X – którego członkami oprócz znanych z wersji kinowej Deadshota, Harley Quinn i Kapitana Bumeranga są tym razem także Killer Frost, Copperhead oraz Spiżowy Tygrys – w poszukiwaniu człowieka o imieniu Steel Maxum, posiadającego mistyczny przedmiot o potężnej mocy. Problem w tym, że jest nim także zainteresowany nieśmiertelny Vandal Savage. Szybko okazuje się, że oprócz niego drużyna będzie musiała zmierzyć się z jeszcze innym, wyjątkowo groźnym superłotrem. Jednak największym zagrożeniem dla Task Force X mogą się okazać oni sami, gotowi w każdej chwili zdradzić swoich towarzyszy, aby zdobyć magiczny artefakt.

Fabuła filmu jest wyjątkowo prosta, wręcz pretekstowa. Najlepiej świadczy o tym przedmiot, wokół którego się koncentruje. Jest to mianowicie… karta z napisem „Wyjdź z piekła gratis”, której posiadacz w chwili śmierci może uniknąć potępienia. Ta absurdalna bezpośredniość dowodzi, że twórcom filmu zależy przede wszystkim na nieskomplikowanej rozrywce. Niestety, podobnie jak w wersji kinowej, prosta fabuła wiąże się z brakiem jakichkolwiek emocji. Kolejne wydarzenia następują po sobie bardzo szybko, a przez większość czasu niewiele się dzieje. „Dorosły” humor nie szokuje ani nie bawi, sprawia raczej wrażenie infantylnego. Sceny akcji są nieliczne, ale gdy już mają miejsce, są zdecydowanie lepiej przedstawione niż w filmie Davida Ayera. Bohaterowie nie walczą po ciemku z armią jednakowo wyglądających potworów, ale z postaciami obdarzonymi różnorodnymi mocami i umiejętnościami. Co więcej, w przeciwieństwie do wersji kinowej, imponują swoją kreatywną przemocą.

Niestety, chociaż „Piekielna misja” wierniej oddaje brutalny charakter historii o Legionie Samobójców, wypada znacznie gorzej od poprzednika pod względem postaci. Harley Quinn, jedna z największych zalet filmu Ayera, ma tutaj bardzo mało czasu ekranowego, jest całkowicie bezużyteczna, nie bawi i nie wzbudza sympatii, ani nawet irytacji. Copperhead, choć ma okazję wykazać się w scenach akcji, jest tylko potworem. Kapitan Bumerang rzuca kąśliwymi uwagami, ale również nie robi większego wrażenia. Charakter Deadshota, tak jak w filmie kinowym, ogranicza się do posiadania córki, co tworzy mocno wymuszony konflikt, bez wpływu na fabułę. Nietypową decyzją było obsadzenie w tej roli Christiana Slatera. Jego głos nie pasuje zbytnio do roli bezwzględnego zabójcy, podobnie jak sympatyczny wizerunek Willa Smitha. Najciekawszym bohaterem jest zdecydowanie Spiżowy Tygrys, były agent CIA o tragicznej przeszłości, który kieruje się kodeksem honorowym i nie zabija niewinnych, co prowadzi do nieuchronnych konfliktów z drużyną złożoną z superłotrów. Amanda Waller nie ma zbyt dużo czasu ekranowego, ale film dobrze oddaje jej bezwzględność i zakłamanie. Vandal Savage imponuje swoim wyglądem i głosem, ale również nie odgrywa większej roli. O wiele ciekawszy i groźniejszy jest drugi, zaskakujący przeciwnik. Obydwoje są z pewnością znacznie lepszymi wrogami niż Enchantress. Najbardziej irytującą postacią, pomimo faktu, że również pojawia się na krótko, jest bez wątpienia Steel Maxum. Jest nie tylko płytki, nieodpowiedzialny, prostacki, leniwy i arogancki, ale co gorsza okazuje się, że przez pewien czas pełnił rolę pewnego potężnego bohatera, obrażając jego godność (zwłaszcza jeżeli widzowie znają tę postać z animowanego uniwersum DC).

„Legion Samobójców: Piekielna misja”, w porównaniu z kinowym filmem Davida Ayera, popada w przeciwną skrajność. Poświęca ciekawych bohaterów na rzecz brutalnej akcji, która też zresztą nie budzi większych emocji. W rezultacie obie wersje stanowią rozczarowujące, niepełne ekranizacje serii komiksowej o ogromnym potencjale.

Autorem recenzji jest Jakub Michalik. Tytuł magistra filologii angielskiej w Instytucie Anglistyki Uniwersytetu Warszawskiego, autor pracy poświęconej cechom amerykańskiego gotyku w twórczości Stephena Kinga. Zainteresowania: wielkie dzieła literatury światowej (szczególnie okres amerykańskiego romantyzmu, epoki wiktoriańskiej i modernizmu), socjologia kultury popularnej, gatunek superbohaterski w komiksie i filmie, przekład literacki, historia kina, krytyka filmowa. Fan Batmana.

Korekta: Aleksandra Wucka.

Dziękujemy firmie Galapagos za udostępnienie filmu do recenzji.

Tytuł: „Legion Samobójców: Piekielna misja”
Reżyseria: Sam Liu
Scenariusz: Alan Burnett
Obsada: Christian Slater, Vanessa Williams, Billy Brown, Liam McIntyre, Tara Strong, Kristin Bauer van Straten, Gideon Emery
Czas trwania: 82 minuty

[Suma głosów: 2, Średnia: 3.5]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *