Hush

RZEMIEŚLNICZY BLOCKBUSTER

 

Hush powszechnie uważny jest za jedną z najlepszych opowieści o Batmanie jakie powstały, o czym zaświadczyć może wiele rankingów: tak branżowych, jak i czytelniczych. Zgadzam się z tym, ale nie oznacza to wcale, że jest to szczególnie rewelacyjny komiks, przynajmniej jak na możliwości odpowiedzialnego za scenariusz Jepha Loeba. Jednakże jako pozycja stricte rozrywkowa sprawdza się naprawdę znakomicie, na tej samej zasadzie, na jakiej sprawdzają się kinowe blockbustery. Mamy w końcu plejadę gwiazd, mamy pędzącą na złamanie karku akcję, mamy też kilka przełomowych momentów (które później oczywiście zostały przez kontynuatorów cofnięte lub odwrócone), potężnego nowego wroga, mnóstwo retardacji i zero nudy. Wydanie od Eaglemoss zostało jednak wzbogacone o coś, czego nie miała pierwsza polska edycja. Coś, co sprawia, że po albumy sięgnąć powinni wszyscy miłośnicy komiksów – przedruki klasycznych zeszytów z lat 30. XX wieku przedstawiających debiut Batmana i pierwszą fabułę wyjaśniającą jego genezę.

Człowiek Nietoperz nigdy nie miał lekkiego życia, ale teraz nadchodzi jedna z najcięższych prób w jego karierze, chociaż póki co nic na to nie wskazuje. Kiedy dla okupu uprowadzony  zostaje Edward Laomnt IV, syn potentata przemysłu chemicznego, Batman bez problemu odnajduje chłopca. Wtedy też dochodzi do wniosku, że coś w całej sprawie się nie zgadza. Porywaczem jest nie kto inny jak Killer Croc, a takie działanie nie pasuje do jego modus operandi. Do tego pieniądze z okupu chwilę potem kradnie Catwoman. Bruce rusza za nią w pościg, ale wtedy tajemnicza postać o zabandażowanej twarzy przecina jego linę, a nasz heros spada z wysokości kilkunastu pięter na ziemię, niemal tracąc przy tym życie. Stan jego zdrowia jest krytyczny; Alfred nie potrafi mu pomóc, ale Bruce, ostatkiem sił, prosi o sprowadzenie jego przyjaciela z dzieciństwa, a obecnie genialnego chirurga, Thomasa Elliota. Zabieg się udaje, Wayne wraca do zdrowia. W tym samym momencie rozpoczyna się śledztwo, w którym nic nie jest takie, jakim się wydaje, a wrogiem może być każdy – nawet Superman czy postaci, których już dawno nie ma na tym świecie…

Jeph Loeb w opowieściach o Batmanie dał się poznać przede wszystkim jako autor genialnych maxi serii Długie Halloween i Mroczne zwycięstwo. Na ich tle Hush, choć poprowadzony według takiego samego schematu wypada dość blado, aczkolwiek jednocześnie o wiele lepiej niż Batman & Superman tego twórcy. Co poszło nie tak? Loeb w zwyczajowym dla siebie stylu zebrał największych wrogów Nietoperza, wrzucił ich do jednego wora, połączył wielopiętrową zagadką i kazał po kolei pojawiać się na łamach opowieści by coraz bardziej utrudnić życie bohaterowi. Wśród postaci jakie przewijają się przez strony Husha znajdziecie Poison Ivy, Huntress, Supermana, Harley Quinn, Jokera, Nightwinga, Ra’sa Al.-Ghula, jego córkę Talię, Robina, Clayface’a czy Riddlera. Każdy ma swoją rolę w całej zagadce, każdy może być winny, a przecież mamy jeszcze tytułowego wroga; kogoś nowego, a może starego, ale bardzo niebezpiecznego. Mimo to Loeb stworzył przewidywalną fabułę, choć stara się za wszelką cenę mylić tropy i komplikować zagadkę najbardziej jak tylko może. Nadal jednak tożsamość człowieka z zabandażowaną twarzą jest oczywista od samego początku, chociaż nie zabrakło tutaj także zaskoczeń.

Sama zagadka została skonstruowana w bardzo dobry sposób. Nieistotne z początku elementy okazują się niezwykle ważne dla finału, postacie, na które nie zwracaliśmy wcześniej uwagi, nagle stają się wiodącymi bohaterami tej rozgrywki. Szkoda tylko, że Loeb zrobił to w tak typowo rozrywkowy sposób. Wspomniane już Długie Halloween i Mroczne zwycięstwo, choć zbudowane na tym samym szkielecie fabularnym, były dziełami artystycznymi, a mnogość postaci służyła zagęszczeniu akcji i wyciśnięciu z nich wszystkiego, co najlepsze. Hush natomiast to czysto rzemieślnicza robota, gdzie bohaterowie mają przede wszystkim spełniać taką samą rolę, jak gwiazdy w kinowym hicie.

Podobnie rzecz ma się także od strony graficznej. Wcześniejsze scenariusze Loeba z Batmanem w roli głównej ilustrował przede wszystkim Tim Sale, który mocno inspirował się czarno-białym stylem Franka Millera. Tu zastąpił go Jim Lee, który operuje dobrą, realistyczną kreską, ale jego ilustracje nastawione są głownie na przyciągnięcie nastoletniego odbiorcy. Seksowne kobiety o pokaźnych biustach i nierealnie długich nogach, erotyczne pozy i aż intensywne w swym uwodzicielskim pięknie twarze to jego cechy charakterystyczne. Dobrze, że jednocześnie potrafi być mroczny, klimatyczny i bardzo dynamiczny w swoich ilustracjach, a szkicowane sceny retrospekcji mają w sobie coś z artyzmu Tima Sale’a – aż szkoda, że cały Hush tak nie wygląda. Cóż, wymogi rynku. Trzeba jednak przyznać, że graficzna strona komiksu dobrze pasuje do jego fabuły, a całość, pomimo mojego sarkania, robi dobre, spójne wrażenie.

Jak już jednak wspominałem na początku, to wydanie Husha ma do zaoferowania coś o wiele ciekawszego niż tytułową opowieść. Jak na komiksową kolekcję przystało, nie zabrakło tu solidnych dodatków, a te cieszą bardziej niż bonusy znane z Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Owszem, mamy tutaj nieco historii Batmana – tak postaci, jak i serii komiksowej, ale jednocześnie podobnych treści jest mniej niż w WKKM. A to dlatego, że zamiast zajmować miejsce publicystyką, dołączono klasyczne zeszyty ze Złotej Ery Komiksu. Pierwszym z nich jest słynny Detective Comics #27 z maja 1939 roku, czyli debiut Batmana. W prostej historii traktującej o śledztwie w sprawie zabójstwa potentata chemicznego pojawia się nasz zamaskowany mściciel, nie zabrakło także Gordona, a całość wyjawia wprawdzie kto kryje się za maską nietoperza, ale czytelnicy nie dowiadują się jeszcze co skłoniło bohatera do jego krucjaty. Jego genezę poznajemy natomiast w dołączonym do drugiego tomu Husha Detective Comics #33, gdzie Nietoperz mierzy się z Napoleonem zbrodni pragnącym terrorem zdobyć władzę nad światem. Te dwa dodatki swoją wartość (historyczną oczywiście, bo ich treść jest bardzo naiwna i prosta) przewyższają główną zawartość i stanowią coś, co powinien przeczytać każdy miłośnik komiksu – nawet jeśli nie cierpi Batmana czy całego DC. W końcu Człowiek Nietoperz to jeden z pierwszych superbohaterów jacy powstali – wcześniejszy (o rok) był tylko Superman; nic więcej nie trzeba dodawać.

I chociaż Wielka Kolekcja Komiksów DC Comics pod względem edytorskim prezentuje się gorzej niż WKKM, a sam wybór historii nie zawsze przekonuje, warto poznać wiele z jej tomów. Hush mimo wszystko zdecydowanie do nich należy, szczególnie, że koszt obu części to niespełna 45 zł, a to za 14 zeszytów (plus krótkie interludium oraz dodatki) prawie jak darmo. Do tego nastoletnich, mniej wymagających czytelników rzeczywiście może zachwycić.

Autorem recenzji jest Michał Lipka. Rocznik 88. Z komiksów nigdy nie wyrósł, choć pasjami czyta powieści i sam także stara się pisać. Ma na koncie kilka publikacji, scenariusz komiksowy też zdarzyło mu się popełnić, ostatnio jednak przede wszystkim skupia się na recenzjach i publicystyce, pisanych m.in. dla prowadzonego przez siebie bloga Książkarnię.

Korekta: Sebastian Kownacki.

Dziękujemy Eaglemoss za udostępnione egzemplarze recenzenckie z Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics.

Warto przeczytać:

„Batman: Hush, Część 1 i 2”

Scenariusz: Jeph Loeb

Rysunki: Jim Lee

Kolor: Alex Sinclair

Okładka: Jim Lee

Wydawca: Eadlemoss

Data wydania: 2016

Liczba stron: 160/176

Oprawa: twarda

Format: 17,5 x 26,2 cm

Druk: kolor

Cena: 14.99/29.99 zł

[Suma głosów: 2, Średnia: 3.5]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *