Batman: Śmierć rodziny

Autorem artykułu jest Łukasz Chmielewski, o którym więcej przeczytacie tutaj.

Scott Snyder jest twórcą totalnie niejednoznacznym. Zaczynasz go podziwiać i nagle stosuje jakieś tanie chwyty fabularne, które zalatują mydlaną operą w stylu Marvelowskich komiksów o mutantach. Stwierdzasz, że jego scenariusze to chłam, a Amerykanin ni stąd ni zowąd zaskakuje fabularnym majstersztykiem. Podobnie jest z „Batman: Death of the Family”.

PERŁY W BŁOCIE

 Batman-Z-000

O historii zrobiło się głośno tuż po strzelaninie na premierze „The Dark Knight Rises” Nolana. Podejrzewam, że Snyder poczuł się szczególnie nieprzyjemnie, kiedy usłyszał o idiocie uważającym się za Jokera, który postanowił pozabijać przypadkowych ludzi – na chwilę wydanie tej historii stanęło pod dużym znakiem zapytania. Pewnie gdyby miała zostać zaprezentowana przy pomocy medium bardziej poważanego niż komiks to na premierę musielibyśmy jeszcze poczekać.

Scenarzysta zapowiedział tę opowieść jako „ostateczną” opowieść o relacjach Batman/Joker. „Ostateczną” nie tyle w ujęciu finałowego pojedynku, który miałby na dobre zakończyć tę chorą znajomość, a raczej jako swoiste Snyderowe opus magnum, w którym Amerykanin postanowił zawrzeć wszystko to, co o konflikcie Nietoperza i psychopatycznego klauna miałby do powiedzenia.

O czym jest „Death of the Family”? A o tym, że Joker powraca po rocznej nieobecności do Gotham City. W zasadzie nie ma twarzy*, przez co ma wydawać się jeszcze bardziej przerażający. Swój urlop wypoczynkowy poświęcił na zaplanowanie i wdrożenie diabolicznego projektu – udowodnienia Nietoperzowi, że są dla siebie stworzeni i nikt, włącznie z jego quasi-rodziną, tak naprawdę się nie liczy. A nawet więcej: jedynie Joker rozumie w pełni swoje mroczne nemezis i jest jego najwierniejszym fanem. Intryga raczej niezbyt zaskakująca, ale jak zwykle w takich wypadkach należało poczekać na wykonanie. Tym bardziej, że Snyder udowodnił swoim prowadzeniem serii „Detective Comics” i „Batman”, że potrafi pisać z klimatem i zdarzają mu się oryginalne pomysły. Gorzej bywa z zakończeniami (vide: rozczarowujący rozwiązaniem rodem z „Dynastii” finał jedenastoczęściowej historii z Trybunałem Sów). W tym przypadku jest wręcz odwrotnie.

Batman-Z-003

Wielki comeback Jokera otwiera masakra na komisariacie, z której – oczywiście – tylko James Gordon wychodzi żywy. Niestety, scena, która w zapowiedziach i wywiadach kreowana była na fabularny majstersztyk zawodzi oczekiwania – jest przegadana, zbyt krótka i nawet nie zahacza o coś epickiego w wykonaniu.

Potem jest raz lepiej, raz gorzej, jednak kiedy scenarzysta wprowadza do opowieści kontrolę umysłów za pomocą wykreowanego przez Jokera związku chemicznego, a potem przejęcie przez psychopatę Arkham Asylum i Jaskini Nietoperza, można zacząć się zastanawiać, czy nie czytamy przypadkiem komiksu stworzonego w latach sześćdziesiątych lub siedemdziesiątych, tak odmóżdżające są to sztuczki**. Oczywiście, poza tym jest nastrojowo, makabrycznie i widać, że Snyder miłośnikiem horroru jest. To się może podobać, zwłaszcza że związki Mrocznego Rycerza i opowieści grozy zawsze były silniejsze niż w przypadku innych superbohaterów. Cała jednak misterna intryga i realizacja planu jako żywo przypominają te – doprowadzone do granic absurdu – w wykonaniu Jigsawa z kinowej serii „Piła”. Technicznie niemożliwe do wykonania (nawet na kartach komiksu) mają ukazać zbrodniczy geniusz Jokera – ostatecznie jednak generują na twarzy ironiczny uśmiech i cedzony przez zęby komentarz: „Nie ze mną te numery, Scott”.

Batman-15-pg-013

A jednak pomimo wszystkich tych wad i tandetnych twistów, komiks odnosi sukces artystyczny. Dlaczego? Bez zdradzania szczegółów fabuły, opowieść pokazuje, że cała Bat-Family to żadna rodzina, jedynie zbieranina dziwaków, którzy tak naprawdę nie ufają swojemu mentorowi. To, że bywa on arogancki i zbyt pewny siebie to jedno, wydaje się jednak, iż nigdy nie zwątpiłby w żadnego ze współpracowników. Ten mechanizm jednak nie działa w drugą stronę i stąd właśnie tytuł opowieści. Mroczny Rycerz zawsze najlepiej sprawdzał się samotnie, wspomagany jedynie przez Alfreda Pennywortha i Snyder wyraźnie daje nam to do zrozumienia. Niestety, DC Comics zarabiające krocie na przygodach pomocników Nietoperza na pewno nie utrzyma tego ciekawego status quo zbyt długo. Punkty dla Amerykanina za to, że spróbował.

Pozostaje też wrażenie, że ta opowieść wejdzie do kanonu legend Mrocznego Rycerza za sprawą dwóch ostatnich plansz, którymi to Snyder udowodnił niejednoznaczność swojego talentu. Jest w nich coś takiego co przypomina zakończenie „Zabójczego żartu” Moore’a i Bollanda – nie jest tak genialne, ale bardzo mu do tego blisko. Jest proste, krótkie, lapidarne, ale tak pomysłowe i dobitne, że czytając, człowiek czuje ciarki na plecach.

Ciekawe, że gdyby wyrwać tę historię z kontinuum opowieści o Batmanie, to przy swoich licznych wadach byłaby jedną z najciekawszych opowieści o Mrocznym Rycerzu w dziejach.

Batman-16-pg-014

Przede wszystkim jednak warto kupić „Death of the Family” dla rysunków Grega Capullo. Artysta postrzegany początkowo jako naśladowca Todda McFarlane’a dawno już prześcignął kanadyjskiego władcę lalek pod względem warsztatowym i koncepcyjnym. Capullo jest absolutnie znakomity, a jedynym minusem jego talentu jest irytująca maniera rysowania postaci z półprzymkniętymi oczami nasuwająca skojarzenia z tzw. prezydencką chorobą filipińską, ewentualnie przećpaniem. Dlaczego taki fachura jak Capullo rysuje m.in. Bruce’a Wayne’a w ten sposób, pozostaje tajemnicą.

Od jakiegoś czasu Scott Snyder postrzegany jest przez fanów Batmana jako cudotwórca, człowiek, który tchnął w tę postać nowe życie. Czasem te peany są wręcz denerwujące, bo Amerykaninowi daleko do kilku klasycznych już scenarzystów, którzy tworzyli przygody Mrocznego Rycerza. Czasem jego twórczość wydaje się mocno przereklamowana. Obserwując jednak to, co dzieje się w komiksach o Nietoperzu w ostatnich latach, łatwo wybaczyć Snyderowi lekko przyciężkawe dialogi i pociąg do tanich fabularnych sztuczek – obecnie rzeczywiście jest jednym z najlepszych, najbardziej pomysłowych twórców z wszystkich pracujących dla Wielkiej Dwójki. Co niekoniecznie dobrze świadczy o kondycji komiksu superbohaterskiego w ogóle.

Batman-15-pg-001

 

* Ktoś w DC Comics uznał, że psychopata z gigauśmiechem jest za mało straszny, stąd i absurdalny fabularny trick ze zdjęciem skóry z twarzy.

** Ostatnio motyw kontroli umysłów zastosowano w absurdalnym crossoverze „Joker’s Last Laugh”.

„Batman” Vol. 3: „Death of the Family” HC

Scenariusz: Scott Snyder, James Tynion IV

Rysunki: Greg Capullo, Jock

Tusz: Jonathan Glapion, Jock

Liternictwo: Richard Starkings, Jimmy Betancourt, Sal Cipriano

Kolorystyka: FCO Plascencia, Jock

Wydawca: DC Comics (w ramach New 52)

Zawiera: „Batman” (Vol. 2) #13-17

Data wydania: 15.10.2013

Objętość: 176

Oprawa: Twarda z obwolutą

Papier: kreda

Druk: kolorowy

Dystrybucja: księgarnie/sklepy komiksowe/Internet

Cena: US $24.99

[Suma głosów: 2, Średnia: 4]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *