BATMAN, KTÓREGO NIE BYŁO

Historia nienakręconych filmów o Mrocznym Rycerzu

 

Gdyby wszystko poszło po myśli hollywoodzkich bossów, dziś kinowe uniwersum Batmana wyglądałoby zupełnie inaczej. Filmy Nolana prędzej czy później pewnie by powstały, ale na pewno nie w takim kształcie, w jakim są obecnie – i pewnie jako część większej serii. Przede wszystkim jednak istniałoby dużo więcej opowieści o Mrocznym Rycerzu, które eksplorowałyby różne elementy jego świata budowanego od blisko 80 lat, a szansa na ujrzenie na ekranie ulubionych opowieści byłaby o wiele większa. Jakby to wszystko się prezentowało – nie ma co gdybać. Jednak warto rzucić okiem na to, co nas ominęło. Dlatego zapraszam Was wszystkich na krótki przewodnik po nigdy nienakręconych filmach z Batmanem w roli głównej.

PRZED BURTONEM

Oczywiście nienakręconych filmów o Batmanie zliczyć się nie da. Przez osiem dekad istnienia superbohatera zabierano się tak wiele razy do zekranizowania jego przygód, że pomysłów było całe mnóstwo. O większości pewnie nigdy nawet nie usłyszymy – rozwiały się gdzieś w trakcie hollywoodzkich rozmów, z których nic nie wynikło, inne zgniły gdzieś w archiwach. Po drodze powstało też nieskończenie wiele wariacji scenariuszy już nakręconych, które przerabiano przecież tak długo, aż nadawały się do uwiecznienia na filmowej taśmie. Z tego wszystkiego pozostało jednak całkiem sporo mniej lub bardziej konkretnych fabuł, które chciano przenieść na wielki ekran, ale z różnych powodów się to nie udało.

Jedną z pierwszych nienakręconych nigdy produkcji z Batmanem był film z połowy lat 70., w którym nasz bohater miał trafić w kosmos. Stacja CBS, wykorzystując spadek popularności postaci, kupiła do niej prawa i chciała stworzyć obraz mroczny i poważny. Coś, co zmazałoby wizerunek utrwalony przez pierwsze produkcje o Nietoperzu i korzeniami tkwiłoby w starych komiksach Boba Kane’a i Billa Fingera. Niestety żadne studio filmowe nie było zainteresowane projektem – każdy oczekiwał campowego tworu w stylu wcześniejszych filmu i serialu. Pomysłodawca całości, producent Michael Uslan, nie poddawał się jednak. Wyprzedzając o sześć lat Millerowski Powrót Mrocznego Rycerza stworzył mroczną fabułę zatytułowaną Return of the Batman. Udało mu się co prawda przykuć nią uwagę paru osób, jednakże ostateczny efekt był taki sam – projekt został odrzucony.

Nie minęło wiele czasu, a w Hollywood pojawił się kolejny twórca chcący podjąć się napisania scenariusza filmu o Batmanie. Tym razem był to Tom Mankiewicz – syn reżysera Josepha L. Mankiewicza; niewymieniony w czołówce współscenarzysta pierwszych dwóch filmów z Supermanem – który swój pomysł oparł na albumie Batman: Zjawy z przeszłości. Chciał w nim przedstawić początki Batmana i Robina – ich przeciwnikami mieli zostać Joker, Pingwin i Rupert Thorne; dodatkowo autor chciał wprowadzić wątek miłosny, związany z postacią Silver St. Cloud. Projekt ogłoszono w roku 1983, jego realizacja miała potrwać dwa lata, budżet wyznaczono na 20 milionów dolarów i zaczęto planować obsadę. William Holden jako James Gordon, David Niven w roli Alfreda Pennywortha czy Peter O’Toole wcielający się w Pingwina to tylko niektóre z wyborów. W tej wersji, zwanej „Batmanem Mankiewicza”, tytułowego herosa miał zagrać ktoś nieznany. Wszystko jednak zaczęło się sypać, gdy Holden i Niven odeszli z tego świata.

Oczywiście tematu nie porzucono tak prędko. Do wyreżyserowania scenariusza Mankiewicza chciano zatrudnić Joe’go Dante oraz Ivana Reitmana – cały projekt znany jest jako „Batman Reitmana”. Patrząc jednak na pomysły przyszłego reżysera Pogromców duchów, nie wyszłoby z tego nic dobrego. O ile jeszcze David Bowie, jako Joker, miałby pewną rację bytu, podobnie jak młody Michael J. Fox wcielający się w Robina, to już Bill Murray odtwarzający rolę Mrocznego Rycerza brzmi jak strzał w kolano. Oprócz tego rozważano, by to Eddie Murphy, a nie Fox, wcielił się w jego sidekicka. Co ciekawe, nawet kiedy projekt upadł, Murray nadal był rozważany jako Bruce Wayne – do ostatecznie nakręconej Burtonowskiej wersji (a obok niego, takie gwiazdy jak: Mel Gibson, Alec Baldwin, Charlie Sheen czy Pierce Brosnan), ale to już rzecz na zupełnie inne rozważania.

Wracając jednak do niezrealizowanych Batmanów, warto wspomnieć o pomyśle, jaki na film miał odtwórca roli tej postaci z lat 60., Adam West. Gwiazda, rozczarowana obrazem Burtona, który określała mianem „RobCopa w Gotham”, pismu Rolling Stone przedstawiła własną wizję, w której Bruce spędza emeryturę na ranczu w Nowym Meksyku. Gotham zostało oczyszczone, większość wrogów jest albo w więzieniu, albo w zakładach psychiatrycznych, ale oczywiście heros nie może długo cieszyć się spokojem. Pojawia się nowy (wymyślony przez Westa) wróg, Sun Yat Mars, który porywa licealistów na swoją Zombie Satelitę i zmienia ich we własną armię. Dodajcie do tego maszynę wysysającą mózgi i takie sceny jak: Bruce jeżdżący nocą konno ze swoją ukochaną i natykający się na okaleczone krowy (obcy?) czy Dick Grayson, teraz stażysta w szpitalu, biegający za pielęgniarkami i gitarą, a będziecie mieli jako takie pojęcie o tym, co West chciał zaserwować widzom.

Oczywiście z Ery „okołoburtonowskiej” warto wymienić jeszcze plany nakręcenia spin-offu z Kobietą Kotem. Rola Michelle Pfeiffer z Powrotu Batmana okazała się wielkim sukcesem, a postać chciano wykorzystać ponownie na początku lat 90. Z tego względu nie włączono jej do planowanego Batman: Forever. Nie bez przyczyny był też fakt zwrotu serii w bardziej młodzieżowe rejony, do których Pfeiffer zdawała się nie pasować. Ostatecznie filmu z nią nigdy nie zrealizowano – zastąpiła ją nieudana produkcja z Halle Berry – jednak zostały po niej dość konkretne fakty na temat fabuły.

Różne oczywiście są początki całości, ale wszystko sprowadza się do jednego – Catwoman cierpi na amnezję. Jedne źródła podają, że wspomniane zaburzenie jest wynikiem wydarzeń z drugiego filmu o Batmanie, inne podają bardziej rozbudowaną i interesującą opcję. Akcja dzieje się w Halloween. Selina, mając dość Gotham, które zmieniło się w wesołe miejsce, zastanawia się nad porzuceniem go. Kobieta wciąż myśli o Batmanie. Wszystko jednak idzie nie tak, jak powinno, gdy podczas kolejnego napadu w miejscu kradzieży natrafia na innego bandytę. Ten detonuje ładunki i Kotka zostaje ranna, a w konsekwencji traci pamięć. Ale, oczywiście, stan ten nie może trwać długo i gdy pojawia się zagrożenie, Kobieta Kot znów wkracza do akcji.

PO BURTONIE

Jeszcze zanim Burton opuścił statek zwany Batmanem, pozostawiając za sobą nienakręcone przygody Catwoman, chciano, żeby to on zajął się reżyserią trzeciego filmu z serii. Większych konkretów na temat tej produkcji nie ma, wiadomo jednak, że głównym złym miał zostać Riddler (w tej roli widziano Robina Williamsa), a Robina (który pierwotnie miał się pojawić jeszcze w Powrocie Batmana) miał zagrać Marlon Wayans. Producenci chcieli jednak zmniejszyć wiek docelowy widzów i tak kolejna opowieść wylądowała w szufladzie.

A jakie jeszcze dzieła spotkał podobny los? Przeglądając internet pewnie traficie na niejedną wzmiankę o czymś, co nosi tytuł Batman Triumphant. Przeczytacie intrygujące fakty na ten temat, gdzieniegdzie spotkacie się z informacjami, jakoby rzecz miała być planowana jeszcze przed Batmanem i Robinem, ale w rzeczywistości mamy tu do czynienia z nieporozumieniem. Wszystko bowiem, co fani piszą o tej produkcji, stanowi kompilację faktów odnoszących się do piątego Batmana, Unchained. Fabuła miała skupiać się na relacjach Batmana i Robina oraz kryzysie tego pierwszego, wywołanego toksyną strachu Scarecrowa (w tej roli Nicolas Cage). Oprócz tego wroga, na scenie miała pojawić się Harley Quinn, w tej wersji będąca córką Jokera, mszczącą się za los ojca. Sam człowiek, który się śmiał, też miał powrócić, choć akurat w halucynacjach nawiedzających Bruce’a – podobnie jak Pingwin; powrót Catwoman również nie umknął zainteresowaniu twórców. Słabe wyniki sprzedaży biletów na czwartą część pogrzebały jednak szansę na tę produkcję. Wraz z nią zrezygnowano także z chęci nakręcenia spin-offu z Robinem, o czym fani dowiedzieli się dopiero po latach.

Z kolejnych projektów nie można nie wymienić fabularnej wersji serialu Batman: 20 lat później (scenariusz: Alan Burnett i Paul Dini, reżyseria: Boaz Yakin) czy Schumacherowej wersji Roku pierwszego Franka Millera. Schumacher przekonywał zresztą hollywoodzkich szefów do dania zielonego światła dla ekranizacji Powrotu Mrocznego Rycerza z Clintem Eastwoodem w roli starego Batmana (rozważano również Michaela Keatona) oraz z Davidem Bowiem w roli Jokera.

Na tym jednak nie zakończono przygody z chęcią ekranizacji dzieł Millera, choć na tamtą chwilę właściwie wyczerpano materiał źródłowy. Szefowie Warner Bros. zdecydowali, że dobrze byłoby zrebootować filmowe uniwersum Batmana i sięgnąć po Rok pierwszy. Miller miał napisać scenariusz, do pomocy przydzielono mu świeżo docenionego za film Pi Darrena Aronofsky’ego, który całość miał także wyreżyserować. Jak później wspominał pierwszy z nich, wizja Aronofsky’ego była nawet bardziej mroczna niż pierwowzór, a to już była nie lada sztuka. Chciał on bowiem stworzyć coś w klimatach Życzenia śmierci, przemieniając Gordona w swoistego Serpico, a z Batmana zrobić kogoś na kształt Travisa Bickle’a z Taksówkarza. Kategoria wiekowa? Oczywiście R. I na tym koniec – fanom zostało jedynie wyobrażanie sobie, co by było, gdyby… Potem studio co prawda zatrudniło braci Wachowskich [obecnie siostry – przyp. red.], a po nich Jossa Whedona, do przerobienia skryptu, jednak ostatecznie wszystkie wersje tej historii odrzucono.

Jednocześnie mniej więcej w tym samym czasie (czyli pod koniec lat 90.) Lee Shapiro i Stephen Wise zaczęli pracę nad Batman: Dark Knight, mocno inspirowanym Powrotem Mrocznego Rycerza. Fabuła była jednak dość różna od pierwowzoru, choć również przedstawiała odejście Bruce’a na emeryturę. Dick Grayson w tym czasie idzie na uniwersytet gothamski, gdzie wykłada Jonathan Crane, psychiatra z Azylu Arkham i człowiek eksperymentujący ze strachem. Przypadkowo dochodzi do sytuacji, w której jego kolega, Kirk Langstrom, przemienia się w Man-Bata i zaczyna szaleć na ulicach miasta. Roznosi się plotka, że powrócił żądny krwi Batman. Bruce raz jeszcze wdziewa swój kostium, chcąc wyjaśnić wszystko i oczyścić swoje imię. Kirk oczywiście chce zemścić się na Crane’ie, ten zaś ma swoje plany (jednocześnie mierzy się z własną przeszłością).

W podobnym tonie planowany był kolejny obraz, tym razem kinowy crossover Batman vs. Superman. Dick Grayson, Alfred Pennyworth i James Gordon nie żyją. Bruce od pięciu lat jest na emeryturze i zmaga się z załamaniem psychicznym, a jego jedyną pociechą jest Elizabeth Miller, jego narzeczona. Jego przyjaciel, Clark Kent, tymczasem zmaga się z rozwodem z Lois. Gdy w trakcie miesiąca miodowego Joker zabija Elizabeth, a Clark powstrzymuje Wayne’a przed zemstą, obaj zmieniają się we własnych wrogów i zaczynają ze sobą walczyć. Na jaw wychodzi, że wszystko uknuł nie kto inny jak Lex Luthor, a to sprawia, że obydwaj bohaterowie łączą siły w walce z nim.

Nie tylko fabuła (Akiva Goldsman) całości, ale i planowana obsada wyglądały dobrze. Z jednej strony Christian Bale (którego już Aronofsky chciał obsadzić w swoim filmie), z drugiej Josh Hartnett jako Superman – niezbyt trafnie wybrany, ale mógł przyciągnąć przed ekran sporo widzów, do tego Matt Damon i Jude Law. Wszystko było ustalone, nawet data premiery i… Studio w ostatniej chwili wycofało się, skupiając się na solowych filmach z tymi bohaterami, a film z Batmanem i Supermanem musiał zaczekać kilka lat, by ostatecznie powstać w formie, jaką mogliśmy oglądać w kinach parę lat temu.

I w tym miejscu kończy się nasza wycieczka po nienakręconych przygodach Batmana. Plany były wielkie, różnorodne, wyszło… cóż, jak zawsze. Istniała jeszcze koncepcja filmu Justice League: Mortal, w której Batman konstruuje armię robotów buntującą się przeciw herosom. A tych zamierzano umieścić na ekranie jak najwięcej: Superman (D.J. Cotrona), Wonder Woman (Megan Gale), Flash (Adam Brody), Green Lantern (Common), Aquaman (Santiago Cabrera), Marsjański Łowca Ludzi (Hugh Keays-Byrne), a do tego Maxwell Lord (Jay Baruchel) i Talia al Ghul (Teresa Palmer). To już jednak tylko ciekawostka warta zaznaczenia. Kropki nad „i” w tym wypadku nie będzie. Dopóki istnieje kino, istnieć też będzie historia kolejnych nienakręconych filmów z Batmanem, które przepadną decyzją hollywoodzkich bossów. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie będą to dobre filmy, choć, patrząc wstecz, trudno zachować aż tak daleko idący optymizm.

Autorem artykułu jest Michał Lipka. Rocznik 88. Z komiksów nigdy nie wyrósł, choć pasjami czyta powieści i sam także stara się pisać. Ma na koncie kilka publikacji, scenariusz komiksowy też zdarzyło mu się popełnić, ostatnio jednak przede wszystkim skupia się na recenzjach i publicystyce, pisanych m.in. dla prowadzonego przez siebie bloga Książkarnię.

Korekta: Aleksandra Wucka.

[Suma głosów: 1, Średnia: 5]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *