Batman and Bill – Film dokumentalny

Batman, Bill & Copyright

« Batman & Bill » to najnowszy dokument o Batmanie. Czy można o Mrocznym Rycerzu powiedzieć jeszcze coś, czego nie wiemy? I tak, i nie.

O tym, że « oficjalnym » twórcą Batmana był Bob Kane, wiedzą niemal wszyscy. O kontrowersjach dotyczących wkładu Billa Fingera w tę postać wiedzieli do niedawna w zasadzie tylko wtajemniczeni. Teraz otrzymaliśmy wcale zgrabny reportaż, w którym mamy niedobrego bogacza (w tej roli Bob Kane), dobrego biedaka (zmarłego w samotności i bez grosza przy duszy Billa Fingera) i sprawiedliwego, choć łysiejącego już lekko na czubku głowy autora-detektywa (nazwiskiem, nomen omen, Nobleman). Widzimy, poza efektownymi komiksowymi animacjami, wywiady z twórcami komiksów (jest nawet Todd McFarlane) i odnalezionymi spadkobiercami Fingera. Dowiadujemy się, jak to w 1939 Kane niby stworzył Batmana, ale takiego zupełnie niefajnego, i jak ten kiepski szkic przemienił w naszego ulubionego bohatera nie kto inny jak Bill Finger; ten sam, który miał później pracować w DC jako ghost writer, nie otrzymując należnego mu za jego pracę uznania. Chwilami robi się łzawo, ale na końcu sprawiedliwość tryumfuje. Prawie jak w komiksie.

Jak już wspomniałem, o całej kontrowersji można przeczytać choćby na Wikipedii, a kogo ona zainteresuje, temu polecam obejrzeć film. Aby jednak czytelnik mógł w pełni zrozumieć istotę konfliktu między Kane’em a Fingerem, pozwolę sobie w możliwie zwięzły sposób przybliżyć mu kilka podstawowych pojęć prawa autorskiego.

Batman jest postacią fikcyjną, a taka postać (niezależnie od jej perypetii) może być utworem chronionym prawem autorskim. Warunkiem tej ochrony jest oryginalność, czy jak wolą niektórzy indywidualność utworu. Tę ostatnią na całym świecie definiuje się dość podobnie, jako piętno osobowości autora, by użyć nieco już zużytego zwrotu. Innymi słowy chodzi o to, by w procesie twórczym autor dodał « coś od siebie » (bez głupkowatych uśmieszków proszę, koledzy z tyłu sali!), coś, co wyróżni utwór na tle innych podobnych utworów. Na temat oryginalności napisano całe opracowania (wśród których moja praca magisterska nie jest ani najlepszym, ani najbardziej wyczerpującym, ani, nad czym ubolewam, najbardziej oryginalnym), ale tutaj nie ma nad czym zbytnio się rozwodzić; niezależnie od przyjętego podejścia czy standardu po prostu trzeba stwierdzić, że Batman jest postacią oryginalną w sensie prawa autorskiego.

Wytłumaczyć również należy co tak naprawdę jest chronione prawem autorskim. Otóż prawo autorskie chroni wyłącznie formę wyrażenia utworu, a nie chroni samych pomysłów, schematów fabuły i innych tego typu elementów, które określa się zbiorczo jako « idee ». I tak, jak chce wyświechtany przykład, każdy może napisać historię kochanków z dwóch zwaśnionych rodów, namalować portret lub martwą naturę, skomponować etiudę, tak długo jak nie powiela formy wyrażenia istniejących utworów. Jest tak, ponieważ nikt nie może zastrzec sobie prawa do « idei », a jedynie właśnie do formy wyrażenia. Oczywiście wszystko to brzmi prosto w teorii, a w praktyce linię między « ideą » a « formą » wyznaczyć jest niezmiernie trudno. Spróbujmy skupić się na okolicznościach naszego przypadku. Jeśli wierzyć autorowi reportażu, Kane wpadł na pomysł stworzenia superbohatera będącego człowiekiem-nietoperzem. To tak jakby, wyobraźmy sobie, szef zadzwonił do nas z poleceniem: wymyśl-no mi szybko człowieka-surykatkę. Każdy z nas wobec takiego niecodziennego zadania poradziłby sobie inaczej i człowiek-surykatka narysowany przez każdego z nas byłby inny, inny miał kostium i inne supermoce. Dobrze ilustruje to satyryczny rysunek przedstawiający « mniej spektakularne mutacje spowodowane ugryzieniem radioaktywnego pająka ». A zatem Kane miał tylko « ideę », nie chronioną prawem; to Finger przekuł tę ideę w prawem chroniony utwór — postać Batmana, jakiego wszyscy znamy.

W tym miejscu przypomni się może czytelnikowi, że Kane przedstawił (prawdopodobnie sfabrykowany) rysunek postaci łudząco podobnej do Batmana, którą miał rzekomo stworzyć jako 13-14 latek. Otóż warto wiedzieć, że ten rysunek, nawet gdyby był prawdziwy, byłby oczywiście mocnym dowodem na to, że Kane stworzył postać Batmana, ale nie przekreślałby z automatu możliwości uznania praw Fingera do Batmana. Powodem takiego stanu rzeczy jest właśnie kryterium oryginalności będące kryterium subiektywnym, które odróżnić należy od kryterium obiektywnej nowości stosowanego w prawie własności przemysłowej (np. w prawie patentowym). Innymi słowy, jeśli chcemy uzyskać patent na wynalazek, urząd patentowy zbada, czy jest nowy, tj. czy patent na taki wynalazek nie został już przez kogoś uzyskany. Okoliczności dokonania wynalazku nie mają nic do rzeczy i w przypadku braku obiektywnej nowości naszego wynalazku, mówiąc kolokwialnie, na nic się zda nasze tłumaczenie, że my tak sami i że tego wcześniejszego wynalazku w życiu na oczy nie widzieliśmy. W prawie autorskim jest inaczej: jeśli ktoś twierdzi, że naruszyliśmy jego prawa autorskie, musi udowodnić (a przynajmniej tak być powinno…), że faktycznie skopiowaliśmy jego utwór (lub jego elementy) bez jego zgody. Wyciągnięcie szkicu spod łóżka nic tu nie da, należy jeszcze wykazać przynajmniej, że ten, kogo oskarżamy o plagiat miał możliwość się z tym szkicem zapoznać. Prawo autorskie nie wyklucza bowiem sytuacji, w której dwie osoby niezależnie stworzą bardzo podobne utwory i obie mogą wówczas uzyskać niezależne prawa do swoich utworów. Najbardziej znany przykładek tzw. « twórczości równoległej » pochodzi również ze świata komiksu i dotyczy postaci Denisa Rozrabiaki (Denis the Menace — więcej przeczytać można tutaj). A więc, Panie Kane, rysunek który Pan przedstawia mógłby być przyjęty jako dowód, ale nie wykluczający możliwości przeprowadzenia przeciwdowodu przez Fingera, który mógłby wykazać, że szkicu w życiu na oczy nie widział i że postać Batmana stworzył zupełnie niezależnie.

Nie można też wykluczyć sytuacji, w której dwie osoby wspólnie stworzyły jeden utwór tak, że każdy z twórców odcisnął na nim swoje piętno — tak też prawdopodobnie rzeczywiście było z postacią Batmana. Jest to wówczas tzw. utwór współautorski, który (upraszczając, ale tylko troszkę) jest wspólną własnością autorów. Zarządzanie tą własnością jest różnie uregulowane w różnych systemach prawnych, ale co do zasady można powiedzieć, że jeśli wkład współautora da się wyodrębnić (np. słowa do piosenki), wówczas może być samodzielnie eksploatowany, ale jeśli nie — utwór może być eksploatowany tylko łącznie przez wszystkich współautorów. Teoretycznie można powiedzieć, że np. Finger wymyślił tylko kostium (i cały kostium) — wówczas Kane mógłby przebrać Batmana w inny oryginalny kostium, a Finger mógłby w « swój » kostium ubrać innego bohatera, którego by stworzył; w ten sposób każdy uzyskałby prawa wyłączne. Najprawdopodobniej jednak nie da się jasno oddzielić wkładu Kane’a od wkładu Fingera i wówczas każde wykorzystanie postaci Batmana wymaga zgody obu autorów, a zyskami muszą się podzielić, co do zasady po równo. Chyba, że umowa między współautorami stanowi inaczej…

No właśnie, skoro jesteśmy przy umowach — wygląda na to, ż Finger i Kane umówili się, że ten ostatni będzie figurował jako jedyny autor Batmana i jako jedyny będzie uprawniony do czerpania z niego zysków. Czemu nie, według amerykańskiego prawa taka umowa jest możliwa i nie ma w niej nic nielegalnego… pod warunkiem, że jest zawarta na piśmie. Ale po kolei.

W czasach kiedy powstał Batman amerykańskie prawo autorskie (Copyright Act 1909) różniło się znacząco od obowiązującego obecnie. Najważniejsza różnica była taka, że ochronie podlegały tylko utwory zarejestrowane w odpowiednim urzędzie (tak jak dzisiaj trzeba zarejestrować patent czy znak handlowy), a ochrona wygasała 28 lat po opublikowaniu utworu. Obok federalnego prawa autorskiego istniały też reguły common law (przynajmniej w niektórych stanach), które regulowały kwestie ochrony utworów nieopublikowanych. Całość była dość skomplikowana teoretycznie, chociaż w praktyce było zapewne tak, że prawa autorskie do Batmana zarejestrowało DC i co najwyżej przyznało Kane’owi, a nie Fingerowi, umowne prawo do udziału w zyskach. Ciekawsza będzie analiza sytuacji z punktu widzenia obecnie obowiązującego w USA prawa autorskiego.

Po pierwsze, prawo do wydawanych komiksów przysługuje wydawcy z mocy prawa, a jest tak za sprawą typowo anglosaskiego mechanizmu « work made for hire », zdefiniowanego w sekcji 101 Copyright Act 1976 (17 USC):

(1) a work prepared by an employee within the scope of his or her employment; or (2) a work specially ordered or commissioned for use as a contribution to a collective work (…) if the parties expressly agree in a written instrument signed by them that the work shall be considered a work made for hire. (17 U.S.C. § 101)

Prawa do « work made for hire » przysługują pracodawcy lub zleceniodawcy. Dziś DC zapewne podpisałoby z Kane’em umowę (bo był wówczas, z tego co zrozumiałem, freelancerem), w której ten zgodziłby się na taką kwalifikację utworu w zamian, naturalnie, za udział w zyskach.

To oczywiście nie rozwiązuje kwestii Fingera. Tu wyjścia są dwa:

  • Albo Finger zrzekł się praw autorskich do swojego wkładu w Batmana. Takie zrzeczenie się jest w amerykańskim prawie możliwe. Nie dokonuje się go umową, ale aktem jednostronnym, na piśmie. Tę hipotezę musimy odrzucić jako mało prawdopodobną.
  • Drugie wyjście jest takie, że Finger przeniósł swoje prawa autorskie na Kane’a (który z kolei przeniósł je na DC). Nie ma w tym nic niezwykłego, business as usual; po to istnieje prawo autorskie, żeby mogło być przedmiotem obrotu. Tyle tylko, że w obecnym systemie prawa amerykańskiego umowa przenosząca prawa autorskie musi być zawarta na piśmie (sekcja 204 Copyright Act 1976); ustnie można co najwyżej udzielić niewyłącznej licencji (czyli po prostu zezwolić na wykorzystanie utworu bez przenoszenia żadnych wyłącznych praw do niego).

Czy pisemna umowa między Kane’em a Fingerem została zawarta, tego w zasadzie nie wiemy. Sprawa o uznanie wkładu Fingera w stworzenie Batmana została bowiem załatwiona polubownie; możliwe (chociaż mało prawdopodobne), że DC dysponowało taką umową i uznało roszczenia rodziny Fingera z dobroci serca; możliwe też, że spadkobiercy artysty mieli bardzo mocne argumenty i na zaproponowany przez DC deal zgodzili się dlatego tylko, że sprawa w sądzie przeciwko rozrywkowemu gigantowi mogłaby ciągnąć się latami i okazać się niezwykle kosztowna. Tego nigdy nie dowiemy się na pewno.

Na zakończenie omówię jeszcze jedno zagadnienie. Uważny czytelnik powie zapewne: no dobrze, ale gdzie są Fingerowe prawa osobiste, niezbywalne prawo do uznania autorstwa? Istotnie, europejskie prawo autorskie ma dwa aspekty — majątkowy (prawo do czerpania zysków z utworu) i osobisty (prawo do, że tak to ujmę, ochrony osobistej więzi między utworem a jego twórcą). To, że Finger za życia nie zarobił wiele na Batmanie to kwestia praw majątkowych, które faktycznie mógł przenieść na Kane’a, albo i nie; ale to, że nie uznano jego wkładu w stworzenie postaci, to kwestia praw osobistych, które są niezbywalne i które nigdy nie wygasają. W Polsce i w większości innych krajów europejskich faktycznie tak jest, ale nie w USA, gdzie prawo uznania autorstwa przysługuje tylko autorowi utworu graficznego (visual work — sekcja 106A Copyright Act 1976), a nie postaci fikcyjnej… Takie rozwiązanie może niektórych oburzyć, ale ma oparcie w praktyce ghost writingu.

Tytułem podsumowania stwierdzić należy, że chociaż można nam być go po ludzku szkoda, Finger powinien był lepiej zadbać o swoje interesy — nawet, jeśli w 1939 nie mógł zdawać sobie sprawy z komercjalnego potencjału Batmana. Wypływa z jego historii lekcja dla nas wszystkich.

 

Paweł Kamocki, autor artykułu, jest brodatą osobą średniego wzrostu, która lubi nosić krawaty. Z wykształcenia prawnik i językoznawca, specjalista z zakresu prawa autorskiego, z zawodu pracownik akademicki, z zamiłowania recenzent. Lubi powtarzać za Tomem Waitsem, że dżentelmen to ktoś, kto potrafi grać na akordeonie, ale tego nie robi. Nieprawdą jest, jakoby to o nim Stanisław Hozjusz miał napisać: ‘[o]to ci teolog, praw obojga znawca, gramatyk, retor, medyk, matematyk, łaziebnik, wróżbita, linoskoczek i co jeszcze nie?’; w rzeczywistości Hozjuszowi chodziło o Andrzeja Frycza Modrzewskiego (1503-1572).

Dziękujemy Hulu oraz Marcowi Tylerowi Noblemanowi  za udostępnienie filmu na potrzeby przygotowania niniejszego tekstu.

Tytuł: „Batman & Bill”

Reżyseria: Don Argott, Sheena M. Joyce

Występują: Athena Finger, Benjamin Zaido Cruz, Alethia Bess Mariotta, Marc Tyler Nobleman, Thomas Andrae, Michael Uslan, Arlen Schumer. Roy S. Thomas, Kevin Smith, Jerry Robinson, Carmine Infantino, Travis Langley

Muzyka: Brooke Blair,  Will Blair

Zdjęcia: Don Argott

Montaż: Demian Fenton

Efekty specjalne: Kevin Fanning

Czas trwania: 93 minuty

[Suma głosów: 5, Średnia: 5]

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *